To był zdecydowanie i bezkonkurencyjnie najważniejszy i najtrudniejszy rok w moim życiu. Rok wielkich zmian. Rok wielkich decyzji. Rok wywrócenia do góry nogami absolutnie wszystkiego, z nadzieją, że podjęte ryzyko okaże się strzałem w dziesiątkę.
To był zdecydowanie najtrudniejszy rok w moim życiu.
Był styczeń, pełen strachu, wątpliwości, nieprzespanych nocy i łez.. Wyrzutów sumienia w każdym kolorze. Bo za chwilę matura, a ja się nie uczę. Bo za chwilę matura, a mi się zachciało chorować przez dwa tygodnie. Bo czuję to, czego nie powinnam czuć. Bo nie umiem już czuć tego, co powinnam. To śmieszne, ale kiedy myślę o styczniu, spośród wszystkich wspomnień, a jest ich wiele, najmocniej siedzi we mnie studniówka, a konkretnie jeden jej moment. Ostatnia piosenka zagrana przez orkiestrę. Ale to już było. Głupia, stara, obciachowa piosenka, przy której popłynęły mi łzy, kiedy tańczyłam po raz ostatni, nie sama. Ale to już było. Chyba wtedy to ostatecznie zrozumiałam. Ale nie byłabym sobą po prostu odpuszczając.. Jeszcze nie wtedy..
I właśnie dlatego był luty. Luty, miesiąc desperackiego starania się, prób i walki z wiatrakami. Czy za wszelką cenę? Czy z całych sił? Nie. Bo gdyby było z całych sił, nie dopuściłabym, żeby był 13 lutego. A był, ojj, był. I potem już wszystko było jasne. Ale co z tego? Skoro nadal brakowało mi odwagi, żeby wypić to piwo, którego sobie sama naważyłam.
Tak. Sama. Bo wszystko dobre, co mnie w tym roku spotkało zawdzięczam sobie, tak głębiej na to patrząc. Niestety-stety taka odpowiedzialność ma też drugą stronę. Bo za każdą łzę również mogę obwinić tylko siebie.
I marzec. Marzec zimnych spacerów w przerwach między lekcjami do polo po wafle ryżowe, bo dieta, z słuchawkami w uszach. Wkręceni w zgubną nić.. Proroczy wers?
To, co w 2014 pozmieniało się we mnie, zmieniało się powoli i stopniowo. Ale ta zmiana namacalna.. Była najbardziej nagłą zmianą w całym moim życiu. Niby oczywistą już od dłuższego czasu.. Niby pewną od wielu tygodni.. Ale mimo to, nagłą i nie możliwą do przełknięcia na raz. I mimo całego syfu, strachu, łez, żalu, wyrzutów sumienia, przerażenia& Wtedy czułam, że nie jestem sama..
I, Boże, jak ja cholernie tęsknię za tym uczuciem.
Kwietnia nie było .
Styczeń, luty, marzec, kwiecień. Cztery miesiące, w przeciągu których wylałam więcej łez niż przez całe moje życie.
Potem był maj i maj był cudowny. I czerwiec też, i lipiec, i sierpień w sumie też, choć nie idealny cudowny. Podobnie jak wrzesień.
Bo w maju, czerwcu, lipcu, sierpniu i wrześniu jeszcze nie wiedziałam, że za chwilę będzie październik, a zwłaszcza listopad i grudzień.
Grudzień, jest właśnie teraz. I ja też jestem. I nieustannie spoglądam na 2014 i analizuję każdy moment każdego miesiąca. I myślę, co mogłam zrobić inaczej, żeby było inaczej. Czy mogłam coś zrobić, żeby było lepiej?
2014. Najtrudniejszy rok w całym moim życiu. Najbardziej chaotyczny i pokomplikowany. Bo tak naprawdę& Ani styczeń, luty, marzec i kwiecień.. Żaden z tych miesięcy nie był totalnie do dupy, mimo że były do dupy najmocniej, jak się dało. Maj, czerwiec, lipiec, sierpień i wrzesień, najpiękniejsze miesiące mojego życia, idealne miesiące, miały też cholernie złe i trudne momenty.. A październik, listopad i grudzień obok najgorszych dni, jakie jestem w stanie sobie wyobrazić, były te piękne, kiedy nie brakowało mi niczego.
2014. Rok najpiękniejszych słów, które pomogły mi uwierzyć, że mogę wszystko. Rok słów, które wypaliły we mnie dziurę, której chyba już nigdy nikt nie załata. Rok dający wiarę, nie tyle w spełnione marzenia, co w cuda. Bo inaczej tego nie potrafię nazwać. Rok, dający nieprzyzwoitą ilość nadziei. I rok, który odebrał ją do ostatniego grama.
2014. Najtrudniejszy. Najgorszy. Najpiękniejszy.
Czy żałuję? Czy decyzje, które podjęłam były błędami? Nie wiem. Pewnie zapytana o to samo w gorszym momencie niż teraz, odpowiedziałabym: tak, były największymi błędami jakie mogłam popełnić. Zapytana w lepszym momencie, powiedziałabym, że nie zmieniłabym ani jednego dnia. Teraz nie wiem. Myślę, że 2015 w jakiś sposób odpowie za mnie na to pytanie.
Panicznie boję się w jaki sposób.
Rok temu bałam się tego, co mnie czeka jak małe dziecko. Rok temu kompletnie nie wiedziałam co zrobić ze swoim życiem i czego od życia oczekuję. Teraz wiem. Ale boję się jeszcze bardziej.
Rok temu nie wiedziałam, co to znaczy mieć złamane serce. Nie wiedziałam, co to znaczy tak naprawdę płakać. Co to znaczy tak naprawdę tęsknić. Co to znaczy tak naprawdę walczyć. Co to znaczy tak naprawdę kochać.
Już wiem.
Rok temu, nie wiedziałam, co to znaczy być trzy metry nad ziemią. Co to znaczy się śmiać, uśmiechać. Co to znaczy patrzeć w oczy, trzymać za rękę, dotykać. Co to naprawdę znaczy czuć ciepło drugiego człowieka. Co to znaczy być w pełni szczęśliwą.. Co to znaczy tak naprawdę walczyć. Co to znaczy tak naprawdę kochać.
Ale już wiem.
Rok temu nie byłam młodsza o rok. Rok temu byłam młodsza o milion doświadczeń, uczuć, kopów w dupę, wymierzonych policzków i ciosów. Byłam też młodsza i uboższa o najpiękniejsze i najważniejsze uczucia w życiu każdego człowieka. Byłam uboższa o milion dotyków, pocałunków, spojrzeń, uśmiechów. Byłam za to bogatsza wiele łez, których zbyt wiele straciłam w przeciągu ostatnich 365 dni.
2014. Mam wrażenie, że postarzył mnie o co najmniej 10 lat. I w pozytywnym, i w negatywnym znaczeniu.
Dziś, czekając na nowy, 2015 rok.. Boję się. Chyba najbardziej. Chyba nigdy nie zerkałam w przyszłość z aż taką obawą. Przerażeniem. Nie lubię tego uczucia, ale z drugiej strony& Ponoć uczucie strachu jest nieodzownym elementem życia przyszłością, a życie przyszłością jest lepsze, niż patrzenie wstecz.
Mimo to.. Patrzę wstecz. Wiele z tego, co się zdarzyło zostanie we mnie na zawsze. Cieszę się z tego i nie cieszę. Bo są rzeczy, które chciałabym zakopać głęboko, nigdy do nich nie wracać.. Ale nie mogę. Ale pewnie nie powinnam..? Bo przecież powinniśmy czerpać i uczyć się z tego, co było, tak?
Rok temu byłam kompletnie inną osobą. Zmieniłam się pod wieloma względami. Nie potrafię zdecydować, czy lubię tą generalnie nową Ankę. Wiem za to na pewno, że nie lubię tej, którą jestem w tej chwili. Nienawidzę jej.
Rok temu, obok panicznego strachu, smutku, obawy o przyszłość, towarzyszyło mi silne przekonanie, że wszystko przede mną. Że mimo wszystko.. Czeka mnie coś pięknego.
Dziś jest odwrotnie, bo to właśnie przeczucie, że to, co najlepsze jest za mną, przybija mnie do ziemi i odbiera chęć do wszystkiego.
Wracam do rok temu. Wracam do swoich myśli, postanowień. I jednego życzenia. Bo było tylko jedno..
2014 Roczku! Popłyń sobie tak, żebym mogła spojrzeć sobie w oczy żegnając się z Tobą 31 grudnia.
Nie mogę.. Nie teraz. I mimo że powiedzenie tego na głos boli jak cholera..
Przyznaję, że w pewnym sensie przegrałam ten rok .
2015 Roku. Wiem, że nie będziesz idealny, bo nie ma ideałów. Ale w tym roku też mam jedno życzenie i proszę je, żebyś nie nawalił tak, jak Twój poprzednik. Nie dobij mnie .
Użytkownik dissappeared
wyłączył komentowanie na swoim fotoblogu.