Proszę, o to i niespodziewana relacja z czwartego dnia Wooda ;) Dużo części musiałem uciąć jak wątki o narzeczonej, mej żonie i równocześnie kochanki Pana Michała, kilka osób przed przyjazdem ekipy, ale to co uważam za most important jest ;) Enjoy!
Pozor!
Niżej przedstawiona relacja przeznaczona jest tylko dla osób pełnoletnich gdyż zawiera info nt. dragów, alkoholu itp. Gdyby panowie psy chcieli uzyc tych relacji jako dowodów na mnie - Są one pisane w stylu Gonzo(przynajmniej sie staram)
I zaczął się. Czwarty dzień Woodstocku, oficjalnie dwa dni pozostały do otwarcia Przystanku. Jeden z największych melanży mego życia, tzw melanż epicko-ostateczny(Pamiętajcie hierarchię- epicki, ostateczny i epicko ostateczny(możliwy tylko na Woodstock'u). No to jadymy ;)
Ocknąłem sie nad ranem w SkrzypóWicie(mój obóz), było jakoś między 8 i 9 chyba. Wdycham pierwsze powietrze Woodstockowej atmosfery, zadowolony po uszy, wciąz lekko pijany, myślę co by robić. Jest pomysł i ruszam. Kierunek - Obóz mej Woodstock'owej miłości ;) Zarzuciłem kwasa, zapiłem po drodzę piwem od kogoś z mej doniczki, która ciąglę dzierżyłem przy mym boku i idę wpatrując się w intesywnie zielone i czerwone(wtf?) drzewa i czuję że kwas zaczyna działać, szybciej niż zwykle toć jeszcze bardziej się uradowałem ;) Spotykam po drodzę jakiegos Pancura(nie pamiętam jego imienia, było to jednorazowe spotkanie), powiedział, że mam zajebista kamizelkę i zaprosił na winko. No cóż miałem zrobić? ;) siadamy sobie na środku drogi i sączymy przepysznego Mocnego Byka, wypiliśmy, pożegnaliśmy się i rozeszliśmy w swoje małe misje. Tak oto idę do obozu Marty, jestem na miejscu, szukam szukam, pytam się sąsiadów itp i nic. Masakra. Katastrofa. Załamałem się. Usiadłem rozpaczając nad sobą, podchodzi jakis koleś i mówi że dziewczyny przeniosły się gdzieś bo jebało moczem. A ja bez Jej telefonu, bez namiarów, posiadając tylko szczątkowe dane i wielki płomień namiętności w sercu. Ale no cóż, skończyło sie i załamany zacząłem zmierzać do obozu. A tam humor mi się poprawił ;)
Siedzę sobie sącząc zawartość doniczki, załamany po utracie mego bóstwa, aż nagle - bodajże Aneta - mówi że dziś będzie Wiewiórka z Kingą. No kurwa, ucieszony w chuj, humor mi się poprawił bo właśnie ich mi brakowało na Woodzie :D Idę sobie między namiotami w naszym lasku i pije sobie z ludźmi, rozmawiam, smieję się no po prostu czysty Wood. Nagle wracam do obozu, Aneta i Dombas i jakiś koleś chuj go wie mówią że idą do miasta, że już przyjechali to zajebiście idę z nimi. Zarzuciłem dwa kwasy na drogę, napełniłem po drodzę doniczkę i lecimy ;D Po drodzę widziałem jakies dinozaury, Dombas chyba pamięta nawet jakie rodzaje, te takie z długą szyją :D Ledwo wyszliśmy z przystanku i Dombas czy Aneta otrzymali tel że Wiewiór i Kinga dotarli i są już na przystanku, to ja w tył zwrot i ide ich szukać. Problemów nie miałem, zobaczywszy ich rzuciłem sie im w ramiona i do obozu :D A od nich jeszcze zajebistrze info - dziś przyjeżdza reszta ekipy w tym Pan Michał, dzierżący moja magiczną paczuszkę :D Życie znów stało się zajebiste ;D
Wiewiór rozwiesił trochę plandeki, no co ja poradzę że jak wcześniej rozwiesiłem wszystko to pierdolnęło w chuj? Siedzimy tak w obozie, pijemy, jest zajebiście zacząłem znów małe załamanie przechodzić ale spoko prozac Sis pomógł ;p Wpierdoliłem ostatki białego ścierwa i dowaiduję się że mała ekipa przybyła - Korki, Jędrek, Bartuś, do tego jakichś dwóch kolesi z Podkarpacia wychodzę po nich wystrzelony jak Messerschmitt, uradowany w chuj, wracamy do obozu i kolejna dostawa - prawie 50 piwek przybyło do swojego Pana i Władcy ;) Wszystko zaje, pijem i nagle kto przyszedł? No kurwa kto? Pan Michał z magiczna paczką :D I sie zaczęło - mając wszystkiego w chuj zacząłem sie dzielić tym całym ścierwem, wszyscy na fazie, wrzeszczymy, biegamy, tańczymy, no po prostu epik! Zaczyna sie ściemniać wylądowaliśmy na górce ASP z jakimiś dziewczynami, niesamowicie sympatycznie, naćpany i najebany w chuj rozpościeram swój wzrok na ten fantastyczny festiwal, ciesząc się że mogę tu być ;) Czas wracać do obozu.
Kinga i Wiewiór w namiocie, to ja z Panem Michałem stanęliśmy na czatach przed nim ;d I wtedy co się działo o dzizas, siedzimy tak i kółeczko browar-nos-lufa-browar-nos-lufa no kurwa epickość ponad miarę. I tak do samiuśkiego ranka, kolejny dzień niekończącego melanżu się zaczął, bo po co kurwa spać nie? :D
Na tym zakończę relację z Wooda bo reszta to z mojej strony głównie ćpuńska czeluść i obserwowanie koron drzew. Z czwartego dnia pozostaje jednak lekki niesmak - albowiem do tej pory nie odnalazłem Marty, szukając Jej nawet na Jej wydziale w Poznaniu, a drugie to fakt iż dosyć dużo sprzetu, w chuj piw nie tylko mi oraz stówka zostało zajebane przez pewną szmatę, która mimo naszych próśb ciągle pojawiała się w obozie. No cóż zrobić.
Było zajebiście. Jeśli ktoś nie miał okazji być na tym wspaniałym festiwalu musi go odwiedzić a zakocha się od pierwszej sekundy (Słowa Dombasa jak wszedł ze mną na teren przystanku 'O kurwa, już kocham to miejsce' - coś w ten deseń;p) Do zobaczenia juz 1-go sierpnia 2013 roku!!(No mnie bedziecie mogli znaleźć napewno z tydzień wcześniej ;))
Ave Woodstock, trwaj wiecznie i nigdy nie kończ !
Inni zdjęcia: Lata lecą .. dotyk:) harrypottergallery:) harrypottergalleryHarry z Ginny harrypottergallerySzczęśliwy Remus :) harrypottergalleryRemus Lupin :) harrypottergalleryZamyślony Harry harrypottergallery:) harrypottergalleryRemus i Tonks harrypottergalleryUliczka aceg