Mój chomik, a właściwie chomiczka - Niusia.
Już nie żyje.
Pamiętam jakby to było wczoraj, że denerwowałam się straszniie na nią za to, co wyprawiała. Ale w głębi serca kochałam ją bardzo mocno. I wiem, że drugiej takiej jak ona już nie ma. Była wyjątkowa jak na chomika. Czasem sprawiała wrażenie ślepej, ale w gruncie rzeczy chyba tak nie było. Patrząc na jej zachowanie z perspektywy czasu mogę stwierdzić, że upodobniła się do swojej pani. Wariatka do potęgi chociaż czasem z jej malutkich oczu i śliczniutkiej mordeczki bił smutek... Miałam wrażenie, że doskwiera jej samotność. Była dla mnie wszystkim. Kochałam ją mocno i uwielbiałam kiedy zasypiała mi na kolanach zakopana w bluzie, w której swoją drogą wcześniej wygryzła dziurę. ;) Pamiętam, jak pewnej nocy usłyszałam dziwne skrobanie. Doskonale wiedziałam, że uciekła z akwarium. Standardowy jej numer. Przez jakiś czas zachodziłam w głowę jak ona to robiła. Ale wracając do tej nocy i skrobania, sama nie mogłam uwierzyć w to, gdzie ją znalazłam. Hehe. To była miazga systemu. Wspinała się między segmentem a ścianą do góry. Zastanawiałam się jak ona to robi. Była naprawdę niemożliwa. Czasem jak puszczałam ją na stole u rodziców żeby sobie pobiegała, to biegła, biegła i nagle bum na podłogę. Nie no, nigdy nic się jej nie stało, a wręcz przeciwnie... trzeba było ją potem szybko łapać żeby nie zwiała gdzieś pod meble czy pod łóżko. Moja wariatka. <3<3<3 Tęsknię.
Zasnęła sobie w pamiętną przedwigilijną noc roku 2005. Przykro było i brakowało...
Wciąż o Tobie pamiętam moja malutka przyjaciółko. ;*
Sorry za tak długą notkę, ale na wspomnienia mnie naszło.