DEC Coconut
Teraz będę z powrotem pisać jako Jennifer.
*********
Wróciłam od lekarza, a na pastwisku nie było Rose, ani Darknessa. Poszłam do stajni zobaczyć i też nic. Przestraszona pobiegłam do domu zawołać Pati, a tam na stole leży kartka:
,,Jestem w terenie z Dark Rose i źrebolkiem. Obiad masz w lodówce, wystarczy odgrzać. Przyglądaj się Coco, dzisiaj ma urodzić".
Odgrzałam sobie obiad, właśnie siadałam do stołu, i w tym momencie zadzwonił telefon:
-Hallo- powiedziałam.
-Hej, tu ja Pati. Musze się zapytać, jak tam u lekarza bo wrócę chyba dopiero w nocy. Postanowiłam, jeszcze gdzieś pojechać.
-Z reką wszystko dobrze. Mam odczekać jeszcze dwa dni, czy nie na puchnie albo co. Jak będzie wszystko ok to mogę wsiadać, ale tylko na lekką jazdę w teren albo czworobok, jak na razie zero skoków przez tydzień.
-Ok. Muszę kończyć po Darkness coś świruje. Pa!
I się rozłączyła. Postanowiłam sprawdzić co tam u Coconut. W końcu dzisiaj ma się pojawić Carmen albo Chocolate. Bo tak wstępnie ustaliłam imię dla źrebaka. Poszłam na pastwisko i zobaczyłam Coco w takiej oto scenerii. Pomyślałam sobie, że z niej bardzo jesienny konik . Obejrzałam ją dokładnie. Wszystko było ok więc poszłam do domu przygotować pokój Selmie, która jutro przyjeżdża.