Nie będę za Ciebie podejmować decyzji, nie przeżyję życia za Ciebie, nie będę chronić Twojej dumy i uczuć za Ciebie. Chcesz - cierp, płacz, załamuj się i oszukuj, że to zaraz minie, że zapomnisz, że wszystko będzie dobrze i wystarczy tylko znowu wsadzić ten swój durny łeb w kolejne gówno, żeby zapomnieć o poprzednim.
Bo przecież tak dobrze sobie ze wszystkim radzisz, nie?
Samowystarczalność jest złudzeniem, ale zauważysz to dopiero po tym, jak pozwolisz mu siebie zniszczyć.
Gdzie ja wtedy będę? Usiądę wygodnie w cieplutkich kapcioszkach i będę to wszystko chętnie oglądać.
Już mam dosyć pieprzonego przejmowania się tym, co mnie nie dotyczy,
problemami osób, których (jak się okazuje) nie znam ani trochę, chociaż spędziłam z nimi całe życie.
Przeszłość mimo wszystko siedzi mi na ramieniu,
nieważne jak bardzo będę temu zaprzeczała... jednak coraz mniej mi to przeszkadza.
Była lepsza od teraźniejszości i najchętniej w ogóle nie poruszałabym się naprzód.
Chciałabym cofnąć się do pieprzonego gimnazjum i docenić ludzi,
którzy naprawdę mnie kochali i których tak bardzo zraniłam.
Jestem szczęśliwa.
W KOŃCU!