Dawno tu nie zaglądałam.
Nie miałam siły i chęci. Nadal nie wiem, czy mam.
Na cokolwiek.
Rzucam sie w wir pracy, żeby nie myśleć. Najlepiej działąć jak automat. Nie myśleć. Nie czuć. Nie wierzyć. Nie widzieć. Nie patrzeć. Nie żyć.
Nowy rok zaczął się dziwnie. Szklanka do połowy pusta, czy w połowie pełna?
Starałam się wywalić wszystko z szaf. Zaczęłam dobrze.
Póki nie dostarłam do szafy, w której zamknęłam Cię kilkanaście lat temu. Z wszystkim tym, czego nie obiecywałeś. Z kłamstwami i obłudą. Nieistniejącymi zmarłymi dziewczynami, nieistniejącymi kuzynami, z tymi listami, w których nic nie było. I z tym listem, który zniszczył moją wiarę w siebie.
Niezaglądałam do niego od kilkunastu lat. Nie muszę. Doskonale pamiętam, co w nim jest. Każde niemal słowo potwierdzające beznadziejność.
Zastanawiam się dlaczego, mimo to wszystko wierzyłam, że coś mogło się zmienić.
Przecież nic nie obiecywałeś. Nie obiecywałeś wspólnego życia. Tylko mówiłeś. Że mam świetnego syna, który nie zasługuje na to, by nie mieć ojca. Tylko mówiłeś, że chcesz nam pomóc. Tylko mówiłeś. Wystarczyło powiedzieć, co czuję i to, że to nie Twoje dziecko. A potem drugi list. Czasy się zmieniły przez tych kilka lat. E-mail zastąpił pomiętą złożoną w kostkę kartkę.
Nic nie obiecywałeś. To ja znów sobie uroliłam, że jestem ważna. Znów się otworzyłam, więc trzeba było sprawę wyjaśnić - "nie kocham i nie będę kochał". Komunikat jasny i czytelny.
A mimo to znów nasze drogi się spotykały. Potrafiłam zacisnąć zęby i słuchać tego wszystkiego, co mówiłeś o kobietach. Bo chciałam tylko tego, żebyś znów nie zniknął. Żebyś był. Nigdy nie odważyłam się powiedzieć wówczas, kim dla mnie jesteś i ile znaczysz, choć wiele razy brakowało zaledwie ułamków sekund. Ale wiedziałąm z jaką drwiną ocierającą się o pogardę mówisz o dziewczynach, kobietach, które poszły z Tobą do łóżka, mimo, że przecież sprawa była jasno określona z góry. Koleżanka. Nic więcej. Nie chciałam trafić na tę listę. Nie pasowałam do niej. Nie zakochałam się, bo poszłam do łóżka.
Zawsze uwielbiałam czuć ciepło Twoich warg. Mimo to broniłam się przed każdym pocałunkiem, żeby się nie uzależnić. Bo przecież sytuacja jest jasna. Każde z nas znało swoją funkcję. Kontrakt został zawarty wcześniej.
Zastanawiam się jak bardzo byłabym zdolna poniżyć się, byś tylko nie uciekł.
Żebyś znów nie zostawił kolejnego listu.
Odebrtałam ten pierdolony telefon z nadzieją na jakieś ciepłe słowo.
Było ciepłe. Paliło żywym ogniem. Wysuszyło i ścisnęło gardło.
Życzę Ci byś był szczęśliwy i nigdy nie musiał czuć tego, co czuję ja.
A sobie życzę, bym mogła zapomnieć na zawsze słowa Twojego listu, który zmienił moje życie.
Listu, dzięki któremu od bezmała dwunastu lat, nie umiem poradzić sobie z wiarą w siebie.
Otworzyłeś mi wtedy oczy na moją beznadziejność, której nie widziałam. Dzięki Tobie nie potrafię zaufać. Sobie. Mężczyznom. Życiu.
Twoja mama miała rację, pisząc do mnie kartkę urodzinową wiele lat temu, że jeszcze długo będę za Tobą płakać. Nie wiem skąd to wiedziała. Nie chcę wiedzieć.
Dlaczego Cię nie nienawidzę?
Nie kocham Cię.