Od soboty był u mnie Grześ-Złykoniec.
Szaleliśmy z dzieciakami na osiedlu,
jedliśmy pizzę w ogródu piwnym,
żonglowaliśmy
(mam na koncie trzy wyrzuty, zero dropów i trzy złapania po trzyletnim treningu clubsami )
...i alkoholizowaliśmy się z lekka w domu nocami.
Wczoraj dojechał też RADO i pojechalismy do Wiskitna na warsztaty.
W nocy pękła skrzynka bronków.
Dzos pada deszcz, ale pewnie pojadę do Wiskitna, bo cóż...
żyć bez nich nie umiem
Zwłaszcza, kiedy są w okolicy!
Fotka z zabaw z dzieciakami na osiedlu.
Fot. betes (z okna) ;)