Olo z Olem.
Pamiętam, kiedy w Olassie budziła się miłość do muzyki.
W WDKu organizowaliśmy spotkania przy ciężkiej muzie. Nazywaliśmy to "pogotekami". Heh.
Pamiętam jego pierwszą gitarę.
Pierwszą formację - PARANOID. Hehe. Niezły to był zestaw ludzi: Olo, Wiśnia, Szczena i Albert.
Kawałek "Mietek" rozbrajał do łez.
"Mieszka sobie Mietek w mieście i pracuje wtartaku (...) Rękę wsadził raz w maszynę. etc."
Potem nawet grali koncert. Na WOŚPie w Synagodze.
Jakiś czas później na miejsce Wiśni wskoczył Mirek...
Pamiętam nasze poważne rozmowy o życiu kiedy siedzieliśmy do poźnych nocnych godzin pod kasztanem w Buszkowie.
Nikomu nie chciało się wracać do domu. Gadaliśmy o muzyce, marzeniach.
Marzenia Olassa spełniły się.
Kiedyś karmił nas "kwasozłopami", za parę latek stał się ich częścią.
Nasz "Kamelot".
Stała ekipa: Olo (mówilismy na niego wtedy Żaba), Kris, Żwirek i ja...
Na pewno dziadek, który był kościelnym organistą, był dla niego ważny w budzeniu miłości do muzyki.
Mój tata był jego pierwszym nauczycielem muzyki.
W szkole podstawowej należeliśmy wspólnie do zespołu wokalnego.
Nagranie, na którym olek śpiewa "Płonącą stodołę" Niemena mamy w domu do dziś.
Tata zawsze z dumą wraca do tego zapisu.
Olassa nie dało się nie lubić.
Zawsze pełny optymizmu, szalony, pozytywny.
Kiedy poszliśmy do szkół średnich kontakt trochę osłabł. Olo uczył się w Koronowie, ja dojeżdżałam do Bydgoszczy.
Zmieniały się też towarzystwa, w których przebywaliśmy. Zawsze jednak fajnie było spotkać się, żeby pogadać.
Wyprowadziłam się też z rodzicami i bratem do Koronowa.
Ku ogólnej radości w Korku powstał wtedy klub JIMI.
Spotykaliśmy się tam często starą ekipą.
Wspominaliśmy szczeniackie czasy.
Zawsze też była masa ważnych tematów do przegadania.
Potem przyszedłczas studiów.
Spotykaliśmy się przelotem na uczelni. Oboje byliśmy na Akademii. Na różnych rocznikach i kierunkach.
Jeśli tylko nam się udało wbiegaliśmy do "Chaty" przy uczelni, żeby pogadać.
Tam też poznałam Aśkę. Fantsastyczną dziewczynę.
Na studiach urodziłam syna. Więc wypadałm nieco z obiegu. Moje życie obracało się już po nieco innej orbicie.
Ale kiedy tylko się spotykalismy... No właśnie - zdjęcie jest z takiego spotkania "przelotem".
Kiedys tata przyniósł mi do domu płytę NoNe.
Byłam już wtedy pewna, że Olo zdobędzie szczyt.
Wczorajszy telefon rzucił mnie o glebę.
W słuchawce usłyszałam tylko "Olek nie żyje. Zmarł wczoraj w Krakowie".
To, czego słuchałam poźniej w zasadzie do mnie nie docierało.
Nadal nie dociera.