Taki trochę wkurzający nastrój, że tak pieszczotliwie się wyrażę. Dni nie wyróżniają się niczym szczególnym, monotonia...cholerna odbierająca jakiekolwiek chęci monotonia. Nie potrafię znaleźć pozytywnego zaczepienia, coś dziwnego. Melancholia. Październik, jesień i coraz więcej wieczorów spędzonych samotnie, z tysiącem myśli plątających się po głowie. Tak, to wszystko jej wina. Nienawidzę jesieni odkąd pamiętam, ale teraz szczególnie odczuwam do niej ogromną niechęć. Rano i wieczorem przygnębiająca ciemność, mgła, wilgoć i chłód. Warunki nie bardzo sprzyjające dobremu samopoczuciu. Mokre chodniki, mnóstwo liści i kałuże, w które chcąc nie chcąc wejdziesz i resztę dnia spędzisz z mokrymi skarpetkami. Bardzo pozytywnie. Dobra pora dla fanatyków zbierania grzybów, nie dla mnie. Skłonności do rozmyślania, refleksji i nic nierobienia. Jedynie na co mam ochotę to ciepłe łóżko i dobry serial, który szybko się nie skończy. Nie ukrywam, że Twoja obecność bez wątpienia wpłynęłaby na mój nastrój. Potrzebuje Cię teraz, jutro i na zawsze. Bądź, chociaż mentalnie. Z niecierpliwością czekam na poprawę mojego humoru bo wiem, że nie tylko dla mnie jest on uciążliwy. Dawno nie było we mnie takiej ogromnej ilości pesymizmu, a nawet nie wiem czy kiedykolwiek. Tak wiele się zmieniło od tamtej jesieni...