Kiedyś pisałem Twórczość Urojoną. Czas do niej wrócić.
* * *
Nawet śmierć mnie nie chce. Chodziłem zaśnieżonymi ulicami miasta z nadzieją, że wpadnę pod jakiś samochód i że to wszystko się skończy. Jak na złość wszyscy zdążyli się zatrzymać, nawet wielka ciężarówka kiedy stałem na środku ulicy. Cały ubrano na czarno. Jak pech to pech. Powinno mnie to uświadomić w przekonaniu że to życie jeszcze nie powinno się kończyć. Czarne niebo jednak mówiło mi inaczej. Śmierć to wybawienie. Ten świat mi się nie należy. Ten świat ma zbyt wiele do zaoferowania, zbyt wiele rzeczy które byłbym w stanie spieprzyć. Kto inny zrobi z nich użytek. Słuchawki, ulubiona piosenka, potężny mróz i łzy w oczach. Szedłem do domu. Dom. Ciekawe zjawisko. Mówi się że dom jest tam, gdzie nasze serce. W takim razie mój dom jest przy Tobie? Na to wychodzi. Ale nie jest dane mi w nim mieszkać, no niestety. Zawoalowane wyznanie miłości? Tak, jak najbardziej. I tak to nic nie da.
Ciepły pokój, zielono kawowe ściany, muzyka, przytłumione światło lampki z Ikea. Rozejrzałem się. Co tak naprawdę to wszystko dla mnie znaczy? Po co przywiązuję się do rzeczy, przedmiotów które tak naprawdę nic dla mnie nie znaczą. Upiłem łyk kawy. Bez kawy nie wyobrażam sobie życia. To jedna z niewielu rzeczy, która jeszcze sprawia mi radość.
Spojrzałem w przeraźliwie Brązowe Oczy. Co tam znalazłem? Radość. Radość z życia. Falujące włosy zdawały się krzyczeć, jak bardzo są szczęśliwe. Zastanowiłem się czy w moich zimnych, szarych oczach ta radość jest. Wydaje się że jest jej coraz mniej. Brązowe Oczy uśmiechały się do mnie, śpiewając mi o potędze miłości, o jej motywującej sile. Nie wierzę w to. Jedyna rzecz do której miłość mnie zmotywowała to zmasakrowane przedramię. Chciałem, wierzyłem w to że wraz z krwią wypłynie ze mnie ta miłość. Czerwień spływała po mojej ręce wciąż i wciąż. Nie czułem różnicy. Zrobiło mi się słabo. Zacisnąłem zęby i czekałem na Śmierć. Nie doczekałem się. Obudziłem się jakiś czas potem, z zakrwawioną ręką, prześcieradłem i poduszką. Rany na przedramieniu zasklepiły się, krew już nie płynęła. Miłość? Co z nią? Czy wciąż we mnie jest? Tak, jak na złość. Bardzo chciałbym żeby to pieprzone uczucie w końcu zniknęło, bo sobie po prostu z nim nie radzę. Nie zniknęło.
Owinięta bandażem ręka jeszcze przez pewien czas przypominała mi o tym, że chcę umrzeć. Styks i Charon czekają na mnie, chcę się z nimi zobaczyć, już teraz, zaraz. Ale wciąż coś mi w tym przeszkadza. Jak bezdennie beznadziejnym człowiekiem muszę być skoro nie potrafię nawet odebrać sobie życia? Chryste panie.
- Nie potrafię spojrzeć Ci w oczy i powiedzieć...
Otworzyłem szeroko oczy i nie wiedziałem kto to powiedział. Brązowe Oczy, no tak. One dodawały mi siły wtedy kiedy jej potrzebowałem. Dawały mi radość, wspierały mnie, mówiły to co akurat trzeba było powiedzieć. Ale dokąd to wszystko zmierza? Ja już nie widzę sensu.
Kolejny łyk kawy. Prawie poczułem jak rozszerzają się moje źrenice i prawie usłyszałem szum krwi tętniczej kiedy podniosło się ciśnienie. Kocham ten stan. Przypomina mi najwspanialsze chwile w moim życiu. Kiedy kawa i papierosy trzymały mnie przy życiu, kiedy znajdowałem w tym relaks i chwilę dla siebie. Do pełni szczęścia brakowało mi tylko stukotu kolejowych kół i zapachu starości w przedziale InterCity.
Usłyszałem dźwięki ulubionej piosenki. Przymknąłem oczy. Poczułem jak odpływam...
* * *