Niesprawiedliwie. Żyjemy w świecie, w którym jesteśmy oceniani pod względem chorych kryteriów. Szczęście to pojęcie względne, które dla każdego jest czym innym.
Było miłosne gadanie, użalanie się nad przeszłością, wadami, światem. Ale pomieszania tego wszystkiego nie! Do czego zmierzam; jaki wniosek wyciągnęłam przez parę miesięcy udzielania się tutaj i patrząc na większość notek?
Za cholerę nie wiem jak - naprawdę... ale trzeba się odizolować od uczuć. Szczerze? Naprawdę podziwiam powierzchowne i egoistyczne osoby. Nie mają serca, obchodzi ich własny tyłek, a ludzie? Są tylko dodatkiem do życia. Ja mam na odwrót - zawsze ludzie byli dla mnie ważniejsi, liczyłam się z ich zdaniem, a to z kolei mnie zniszczyło. Dziś jest parę dla mnie ważnych osób... I wiem, że z serca ich nigdy nie wypuszczę. I cholernie boli myśl, że są dla mnie wszystkm, chociaż nieliczni okazali się godni takiego postrzegania. Nie potrafię dobrać sobie ludzi od tak. Nawet gdyby każdy mnie lubił, bez większych problemów związanych z moją aparycją, nieśmiałością i wrażliwością, to... co z tego, jak nienawidzę ludzi z małymi wyjątkami?
Podsumowanie; źli mają lepiej. Wniosek... trzeba stać się złym...