pustka... normalnie marząc o pustym mieszkaniu,teraz błagając by ktoś przyszedł... tata w pracy,mamuśki wiecznie nie ma (już teraz wiem za kim taka latawica jestem),babcia do sklepu a jak jest w domu to i tak panuje taka cisza,że wytrzymać się nie daje...no i najważniejsze:nawet nie ma z kim się o komputer pokłócic bo przez beznadziejną (no dobra,dla niego ważną) kadrę Kuby cały tydzień go na oczy nie widzę...kiedy wstaję jego już nie ma,kiedy wracam on już spi i tak w kółko...wczoraj jedynie kilka zdań zdążylismy ze sobą zamienić tylko dlatego,że zdecydowałam się nigdzie nie wychodzić i zrobić sobie filmowy dzień,gdzie i tak owe bajki mi głowę popsuły...
powinnam się czymś zająć...pełno nauki,a mi na samą myśl robi się niedobrze...
coś jest nie tak...
chyba powinnam zająć się skrzydłami... ale nie dla Bartka... najpierw dla mnie... by móc polecieć jak Ikar... doznać orgazmu wychodzącego z unoszenia się w powietrzu i podziwiania świata... a potem upaść... i odmienić wszystko...
odosobniona...
w świecie iluzji...
w dodatku popsułam Aniołka od Oli...
szkoda,że nie chcesz wysłuchać...
kolejny raz nie wyjdę z piekła...