zdjęcie i opowiadanie nadesłane przez : blackandrosy
- Kurczę , ale jazda. Nie chce mi sie wierzyć, że jestem w Paryżu. - krzykneła Ania.- To lepiej uwierz. Ja też sie cieszę. Tak cholernie sie cieszę. - odparłam uśmiechając sie do przyjaciółki.Kokieteryjnie poprawiłam swoje włosy rozglądając sie dookoła. Cała ja.! W pewnym momencie chwyciłam Anie za ręke i powiedziałam :- Spójrz tam. Widzisz? Widzisz?- Ale co?- No nie widzisz. Ten blondyn w szarej koszulce. Tylko spójrz, patrzy na Ciebie. Wpadłaś mu w oko.Anka uśmiechnęła sie i patrząc w stronę nieznajomego puściła oczko... To było nawet śmieszne. - Kaśka uszczypnij mnie, no uszczypnij. - Ojj przestań. Lepiej chodzmy do hotelu .Szłyśmy dosyć długo. Nagle przed naszymi oczami pojawił sie duży biały budynek z szerokimi, brązowymi, lśniącymi drzwiami. Weszłyśmy. - Bonjour. - powiedziałam, uśmiechajać sie do recepcjonistki.- You speak English? - dodała po chwili Anka .- Yes. Can I help you? - odparła rudowłosa kobieta.- Here we have a room. - powiedziałam.- Name please. - Ania Sej i Kasia Szyl- So, the room number of the 128th - odparła kobieta, dając nam klucz.Chwyciłam Anke za rekę i pobiegłyśmy do windy. Gdy wjechałyśmy na góre z pośpiechem szukałyśmy numeru naszego lokum.- Kasia jest - krzyknęła.Stanełam przed drzwiami z wielkim uśmiechem na twarzy. Zresztą Anka wyglądała tak samo. Obie sie uśmiechałyśmy. Weszłyśmy do pokoju. - Anka, czy Ty to widzisz? - szepnęłam. Byłam wniebowzięta. Po prawej stronie była czerwona kuchnia z czarnymi meblami. Po lewej znajdowały sie rozsówane drzwi. To było coś niesamowitego. Rozsunełyśmy je. Na środku stało wielkie fioletowe łózko, a przy oknie balkonowym wisiała jedwabna , biała jak śniej zasłona. - Chodź , zobaczmy na balkon.- powiedziałam do przyjaciółkiLekkim krokiem ruszyłyśmy w strone okna. Otworzyłyśmy drzwi i stanęłyśmy jak wryte. To był cudowny widok. Wieża Eifla. W oczach miałam łzy.- Jak tu pięknie! - powiedziałam do Anki.- Tak. - odparła.Powiedziała tylko ' TAK '. Brakowało nam słów... Anka chodźmy troche pozwiedziać.Dziewczyny rzuciły walizki. Wyszły z hotelu. Okolica była śliczna. Wyobrażałam sobie mieszkańców tego miata, w ogóle tego kraju. Byli szczęśliwi. W jednej chwili nasunęła mi sie na myśl jedna rzecz : " A może by tu tak zostać? " Wiedziałam, że to nie możliwe, ale marzyłam. Przeciesz nikt nie mogł mi zabronić marzyć. Długo szłysmy, aż nagle przed ich oczami ukazała sie furtka. Pchnęłam ja i otworzyła sie. To było takie proste. Oczon naszym ukazał sie istny gąszcz. Zrobiło sie już dość ciemno, więc nie mogłyśmy rozpoznać okażów drzew. było ich tak wiele. Przestrzeń pomiędzy nimi porastały przeróżne krzewy. Po dokładniejszym przyjżeniu sie ujrzałyśmy alejkę pokrytą samą trawą. Szłyśmy ... To było jak Tajemniczy Ogród. Takie cudowne.- Niesamowite. Jak coś takiego mogło zachować sie w samym środku miasta? - powiedziała Anka.- Tu jest tak pięknie. - odparłam.Nagle obok mnei stanął umięsniony, wysoki blondyn.- To miejsce jest zaczarowane. To magia. - powiedział nieznany i lekki głos męzczyzny. - Tak. - odparłam chociaż nie wiedziałam, czy dobrze robię. - Ej, Kaśka... Czy to nie jest ten chłopak z lotniska?- Tak to ten sam.- odparłam.- CZeść. Jestem Alain mieszkam tu.- Skad tak dobrze znasz polski? - spytała podejrzliwie Anka.- Moja matka jest Polka, a ojciec Francuzem. Poza tym mam rodzinęw Polsce, często tam bywam.- To miejsce ...- Już mówiłem, to magia. Moi rodzice tutaj sie poznali.- Jakie to romantyczne.- odparłam.- Moze i romantyczne, ale musimy już iść. Zrobiło sie ciemno.- powiedziała Anka.- Mam nadzieję, żę sie jeszcze spotkamy. Mało spotyka sie tu tak pięknych Polek. - Być może. Żegnaj.Alain zniknął w cieniu drzew. Wyszłyśmy z magicznego ogrodu i poszłyśmy w stronę hotelu.- Kaśka, przeciesz to mógł być jakiś oszust. Takich tu dużo.- Anka przestań. On nie kłamał. Widziałam w jego oczach byłsk.- Ejj, czy on Ci sie czasami nei podoba? - spytała Anka.- Nie no coś ty, skad.! - Mnie nie okłamiesz.- No dobra dobra. Jest bardzo przystojny i w dodatku romantyczny.- Coś wisi w powietrzu - powiedziała przyjaciółka.- Przestań. Przeciesz to nie miałoby szans. To są wakacje. Wiele ludzi sie zakochuje, a potem pora jechać do domu. Jest rozstanie, ból, tęsknota. A ja nie chce tego przezywać.- Przesadzasz.- Anka przestań już. Zobacz jesteśmy przed hotelem.Dziewczyny weszły do budynku. Cały czas kierowały sie w stone pokoju. Gdy weszły Anka krzyknęła: - Ja idę pod prysznic, a Ty w tym czasie rozpakuj walizki. - Ok. - odprałam.Gdy rozpakowałam waliski poszłam na balkon. Usiadłam na czarnym skórzanym fotelu , podziwiajac doskonale oświetloną wierze Eifla. " Przeciesz to miasto jest piękne. To miasto zakochanych." Nagle pomyślałam o chlopaku z lotniska. Stwierdziałam, że tak Go będe nazywać. Przeciesz nawet nie wiedziałam jak wypowiada sie jego imie.- KOchana, Ty sie zakochałaś? - krzyknęła Anka.- Anka, nie wiem co sie ze mną dzieje.- Ja jeszcze Cie takiej nie widziałam.- Anka...- " Miasto Zakochanych " - powiedziała, śmiejąc sie. Ide pod prysznic. Siedzialam w łazience jakąs godzine. Musiałam sie z tego wszystkiego otrząsnąć. Gdy wyszłam, Ania już spała. Nie chciałam jej budzic. Wyglądała tak słodko. Nawet nei wiem kiedy usnęłam.- Kasia. Wstawaj . Paryż wita. Kolejny dzień nastał.- Anka... Która jest godzina? - odparłam zaspanym głosem- Jedynasta. Spałaś jak aniołek.- Ania....- No co?! Lepiej mi mów co Ci sie śniło.- Nic.- Nie kłam. Cała noc wypowiadałaś imie księcia z Tajemniczego Ogrodu.- Ty to musisz każdemu z samego rana dopiec.- Oj no przepraszam. Ale taka prawda.- Kłamiesz.- Nie. Po co miałabym kłamać. Idziemy tam dziś, prawda?- Ale gdzie? - spytałam.- Do Ogrodu. Przeciesz musisz z nim pogadać.Wygrzebałam sie z łózka i poszłam do łazienki. Włożyłam na siebie biała jedwabną sukienke w kwiaty. Siegała mi przed kolana. Każdy mówił, żę mam zgrabne nogi. Anka uczesała moje długie brązowe włosy w warkocz. Miałam nadzieje, że spotkam " chłopaka z lotniska". Zainspirował mnie. Miał w sobie coś co mi sie bardzo spodobało. Wyszłyśmy z hotelu. Nie minęło nawet 20 minut a już byłyśmy na miejscu. Szłyśmy ścieżka. - Usiądzmy tu. Na tej ławce. - powiedziałam. Siedziałyśmy tak chwile. Anka wpadła na świetny pomysł. LOdy. Tak też zrobiła. Poszła po lody. Ja zostałam. Czekałam z nadzieją ze spotkam Alain'a. Nagle lekka dłoń chłopaka dotknęła mojego ramienia.- Bonjour belle dame. - powiedziałUcieszyłam sie, gdy usłyszłam te slowa. To było miłe, nawet bardzo.- Witaj. - odparłam.- Sama jesteś.? - spytał.- Nie. Z Anka, ale ona poszła po lody.- Myślałem ze spędzimy ten dzień razem. Miałem nadzieje, że cie tu spotkam.- Czytasz mi w myślach - odparłam z uśmiechem na twarzy.- Beauté. - powiedział- Nie przesadzaj. Nie jestem aż taka piękna. - odparłam- Jeteś - powiedział chłopak przerywając mi.- Patrz idzie Anka.- Witajcie gołąbeczki. Kaśka masz tu swoje lody. Ide, nie będe wam przedzkadzać.- No i zostaliśmy sami. - powiedział Alain.Długo rozmawialiśmy. Pierwszy raz była taka szczęsliwa. Pierwszy raz od wypadku i śmierci rodziców. Zapomniałam o tym. Nie to, że zapomniałam o nich. Poprostu zapomniałam o przykrych wspomnieniach. Minęły jakieś 3 godziny. Anka przyszła ucieszona i uradowana.- A Ty co taka szczęsliwa? - zapytałam.- W końcu jesteśmy w Paryżu. - odpowiedziałam. Przyszedł czas porzegnania z ukochanym. Czule pocałowałam jego policzek i odeszlam z Anka. Po tym spotkaniu obłaziłysmy jeszcze duzo sklepów. Wsyzstko było tutaj wyjątkowe. Niespotykane... Wróciłyśmy do hotelu. Byłyśmy tak zmęczone, że od razu położyłyśmy sie spać. Kolejny dzień przyszedł szybko. Ten dzień miał być taki jak wczorajszy. Ubrałyśmy sie i poszłyśmy w miejsce gdzie umówiłam sie z Alain'em. Czekałam tak z Anka 2 godziny. Chłopak sie nie pojawił. Bylo mi przykro. Przeciesz jutro musiałyśmy wyjechać, a ja nie miałam ani adresu , ani numeru telefonu chłopaka. Zadnego kontaktu. Miałam jeszcze skrytą nadzieje, że gdzieś jeszcze spotkam go na ulicach Paryża. Dzień dobiegł końca, a po " chłopaku z lotniska " ani śladu. Położyłyśmy sie spać z myślą, ze jutro będziemy musiały wsiąść do samolotu i polecieć do domu. 15 godzin później byłam jużw Polsce , we Wrocławiu , w domu. Wiedziałam, że tak będzie. Ze to będzie dla niego wakacyjna przygoda. Zraniło mnie to. Kilka miesięcy później idąc ulica spotkałam Alain'a. Nie wierzylam w to, że on tu jest, ze stoi obok mnie. Wyszeptał tylko cicho: " Onalazłem Cie ukochana, odnalazłem " , po czym koniuszkami swoich palców czule dotknął moich ust . To był męzczyzna mojego życia.