(historia prawdziwa)
Nie wiem, czy jestem aż taki dobry w pisaniu, jak Dominika twierdzi, ale skoro tak mówi, to w 96% może okazać się prawdą :)
Pamiętam tamten dzień właściwie tylko połowicznie. Byliśmy razem na działce jej dziadków. Spędziliśmy tam kilka godzin, a atmosfera była tak idealna, że nie mogłem sobie wyobrazić większego szczęścia, niż w tamtym momencie odczuwałem. Musieliśmy zebrać się do domu, bo czekały na nas porządki. Ona mieszkała tylko kilka ulic dalej, ale ja w innym mieście. Żegnaliśmy się długo, aż zaczął kropić deszcz. Powiedziała, żebym może odstawił motor i pojechał na rowerze. Ale ja, jak to facet, uważam się za najlepszego kierowcę na świecie (głupek) i powiedziałem, żeby się nie martwiła, że ją kocham i żeby to ona lepiej uważała. Ruszyłem. Przez połowę drogi było dobrze, ale potem ulice zamieniły się w rzekę. To był ułamek sekundy. Zauważyłem BMW jadące w moją stronę, kierowca nie potrafił chyba zapanować nad kierownicą. Uderzył w mój motor. Oderwałem się od niego błyskawicznie, nie chciałem zostać zmiażdżony, i starałem się przelecieć ponad samochodem. Od razu poczułem, że moja noga nienaturalnie się wykręciła. Nie czułem jeszcze bólu, Jedyną myślą była Ona. Pomyślałem, że nie mogę jej zostawić. Przypomniał mi się jej piękny uśmiech, gdy patrzyła, jak odjeżdżam i to, jak przeczesała moje włosy mówiąc, żebym jechał rowerem. Pomyślałem o tym, że raz, kiedy zasnąłem za szybko, myślała, że miałem wypadek, jadąc z ojcem i płakała. Nie dostała smsa na dobranoc. Tym razem zawieść jej nie chciałem. Uderzyłem z impetem w asfalt, bolało cholernie, ale żyłem. Poczekałem tylko na pogotowie, a potem straciłem przytomność. Gdy się obudziłem, leżała głową na moim torsie i płakała tak, jak jeszcze nigdy. Do dziś mówi mi, że chwila, w której dotknąłem jej pleców w tamtym momencie, była najlepszą w jej życiu.