Uśmiechasz się, kiedy cię całuję.
cz. 36
Wracamy z gór. Mimo pogody, która tym razem nam nie dopisała wszyscy mamy świetne humory. Przez większość czasu padało, wychodziliśmy tylko na obiad i resztę czasu spędzaliśmy w jacuzzi albo przed telewizorem. Karol prowadzi skupiony, jak zwykle przy tym nuci pod nosem piosenkę, która leci w radio, Paula i Oskar śpią na tylnych siedzeniach. Mam w końcu chwilę, aby pomyśleć. Od jutra zaczynam pracę na stanowisku szefa głównego działu kulinarnego. Tak, zgodziłam się. Nie miałam wyjścia, mama, Lena i Paula zrobiły mi nalot w poniedziałek i nie dały dojść do słowa. W ramach kapitulacji przyjęłam tę posadę sprawiając ogromną satysfakcję Karolowi. Mam miesiąc na przygotowanie pierwszych stron do wydania grudniowego. Ogromnie się stresuję, w środę pierwsze spotkanie ze mną w roli redaktora. Jest jeszcze jedna nowa dziewczyna od mody i porad odnośnie pakowania się. Jutro już przychodzą moi ludzie, no i nowa asystentka Karola. Pozwolił mi ją wybrać spośród trzech najlepszych kandydatek podanych przez naszą firmę outsourcingową. Padło na trzydziestosiedmioletnią Karolinę, mężatkę z dzieckiem, wcale nie jakąś atrakcyjną- przypadkiem. Może nie będzie się napalać na mojego narzeczonego. Na szczęście mój gabinet powstał na tym samym piętrze co gabinet Karola, więc będę miała na nią oko. Mniej podoba mi się to, że ta od mody też tam będzie, ma dwadzieścia dwa lata i jest nieziemsko atrakcyjna. Znając ciągoty Karola do pracownic.. nie, nie dam się zwariować. Przecież to mnie kocha, ze mną mieszka i ze mną bierze ślub za osiem miesięcy.
*
-Karol- wchodzę do jego gabinetu bez pukania- nie wiem co się dzieje, strasznie źle się czuję. Masz jakieś tabletki?- nowa asystentka przygląda mi się uważnie. Chyba jeszcze nie wie, że jesteśmy razem.
-Matko kochana, Daga jesteś biała jak ściana- doskakuje do mnie natychmiast i prowadzi na kanapę- pani Karolino proszę o szklankę wody i moglibyśmy zostać sami?- dziewczyna jakby spłoszona jego słowami robi o co ją poprosił i wychodzi. Nie sądzę, żeby to było potrzebne.
-Po co kazałeś jej wyjść?
-Nie potrzebna nam widownia. Co się dzieje?
-Nie wiem, kręci mi się w głowie, duszno mi i jakoś tak..- nie dokańczam, bo czuje, że zaraz zwymiotuję. Idę do toalety, kiedy wracam w gabinecie są otworzone okna i czeka na mnie miętowa herbata.
-Jedź do domu.
-Nie mogę, dziś mój pierwszy dzień. Daj mi jakąś tabletkę, samo przejdzie.
-Malutka, albo jedziesz sama, albo cię odwożę.
-Świetny start naprawdę- mówię wkurzona na niego i na siebie.
-Nie obchodzi mnie to, ważniejsze jest twoje zdrowie. Więc?
-Jadę sama- minę ma triumfującą, jak zawsze, kiedy przeforsuje swoje zdanie.
-Postaram się wrócić wcześniej, żebyś nie siedziała sama. Albo zadzwoń po mamę, albo Paulinę.
-Dam sobie radę- wstaję z kanapy i żegnam się z nim czule, on jednak odprowadza mnie do samochodu, jejku jaki on jest uparty.
A.