Na zdjęciu Ewelina.
Jakoś tak nijako jest od wielu dni
We Wrocławiu tak pusto i nie chce mi się tam być, poniedziałki są tragiczne po powrocie z domu, wtorek lepiej, w środę się przyzwyczajam już dość, a w czwartek i piątek już żyję tym, że wracam do domu.
Nie narzekam na brak rozrywek, jest się z kim spotykać i co robić, ale jakoś we mnie takie coś siedzi.
Nie wiem, nie winię za to innych ludzi, którym może mogłabym wypomnieć, że byli dla mnie nie tacy jak mogłabym oczekiwać, że coś się zmieniło, że cośtam. Rozumiem to, że są różni, że mają wady. Mimo to że mogę o tych wadach mówić (co oznacza że jestem ich świadoma), akceptuję je. Nie rozumiem ludzi, którzy wielce się przyjaźnią, a gdy coś pójdzie lekko nie tak, publicznie jadą po drugiej osobie, wytykając wszelkie niedoskonałości. Jakby oni w każdej sprawie byli święci, a na czas przyjaźni nie zauważyli tego, jaka druga osoba jest.
Całe szczęście mnie to nie spotkało.
W ogóle mnie spotyka mnóstwo dobrych rzeczy, wiele mi się udaje, są osoby które mają mnie za zdolną, a ja mam wrażenie że wszystko udaje mi się głupim szczęściem, gdzieś obok przelatuje i wychodzi dobrze bez mojego udziału.
W ogóle czym ja się zajmuję.
Powinnam się uczyć na algebrę. I fizykę, i analizę. W końcu mamy śródrocze, ech.
W sumie jak sobie włączę fajną muzykę to przechodzi na mnie jej nastrój, napisałam jakąś taką smutną notkę, ale nie jest tak źle, po prostu o tym akurat myślałam.
A naprawdę, powtórzę się, nie narzekam na nudę czy brak towarzystwa, dzisiaj popiekę z mamą chleb zobaczymy co to wyjdzie, jadę na imprezę rodzinną (ja jestem z tych, które uwielbiają imprezy rodzinne), jutro pojedziemy na pizzę z Andzią i Natalią, w międzyczasie mam mnóstwo nauki i korki, a zaraz idziemy na zakupy, więc ciao :D
All the world I've seen before me passing by