Ileż ja bym dała żeby już być po maturze... ale cóż...
Zauważyłam, że nagle robi się wokół mnie kolorowo, cicho, spokojnie,leniwie. Powoli zaczyam odczuwać listopad w mieście.
Im więcej chaosu wokół mnie, tym więcej spokoju we mnie. I pojawiła się refleksja z ostatnich kilku dni, dni wypełnionych smakiem ulubionej kawy,kolorowankami, telefonicznymi rozmowami, promieniami słońca na powiekach; refleksja o tym, że ludzie, którzy nie potrafią się cieszyć moim szczęściem nie mają prawa nazywać siebie moimi przyjaciółmi. Mam mase niepozałatwianych spraw, ale jest mi z tym zaskakująco dobrze. I tylko nadal budzę się czasem rano i nie mam pojęcia, jaki jest dzień tygodnia, na którą w związku z tym mam iść do szkoły i czy mogę jeszcze spać czy też może powinnam już wstawać.Dzisiaj jest jak u Nosowskiej, "ja jestem z tych, którym strach uniemożliwia oddychanie." I kiedyś stąd rzeczywiście wyjadę, choć to nie jest złe miejsce.
Wyjadę po to, żeby po prostu wrócić.
Zdjęcie jest z osiemnastki Weroniki:)