Spróbuję wam teraz opowiedzieć jak doświadczyłam jednej z najbardziej czadowych i zarąbistych rzeczy w życiu! W te wakacje, tata zapisał mnie na kurs kitesurfingu ( nie wiem czy ktoś taki jest ale kilka razy się zdarzyło, więc wytłumaczę, że kitesurfing to "płynięcie na desce nad taflą wody ciągnięci przez latawiec <kite'a>, którym trzeba kierować ). A więęęc wracając, tata zapisał mnie na 18 godzinny kurs do wykorzystania w całe wakacje. Na początku byłam MeGa HaPpY i wigóle, ale po jakiś 4 zajęciach zaczęłam się trochę przejmować że się do tego nie nadaję... Problemów ze sterowaniem latawca problemów nie miałam wogóle ( nawet instruktor się zdziwił ), bo mój tata jest kitesurferem wiec poduczał mnie wcześniej! ;P Nikomu nie mówiłam o mojej niechęci, a zwłaszcza tacie bo długo prosiłam rodziców o ten kurs i nie był tani więc stwierdziłam że to może przejściowe... I miałam rację! Pomęczyłam się jeszcze przez 2 zajęcia, a później było już tylko lepiej!
Teraz nie mogę się doczekać kiedy znowu będzie pogoda na pływanie i kiedy tacie noga się zagoi ( złamana ;/ ) bo sama sobie nie popływam....
Spróbujcie ( jeśli mieszkacie nad morzem, a jak możecie to przyjedźcie! :D ) w następne wakacje zamiast jechać na obóz zapisać się na kurs kite'a!
Naprawde zarąbiste uczucie!
Narazionka!!!
xoxo-M.
P.S- To zdjęcie u góry to moje jedyne zdjęcie na wodzie bo tylko raz zabrałam koleżankę... ;3