Nadeszły te chwile, w których modlę się do Boga o ich nieskończenie.
Wielką wartość mają wszystkie słowa i myśli. Nieskończenie dużo szczęścia i miłości zaznaję każdego dnia.
Przesiewam szczęście przez palce. Kocham do bólu, codziennie mocniej, mimo, że boli. Lubię ten ból. Silny ból miłości. Ćwiczę przed lustrem najczulsze uśmiechy. Opuszki palców stykaja się z chłodną taflą lustra. Realna, tak jak ty. Prawdziwa. Jeszcze nie wolna, ale mimo wszystko mocna. Nocami szukam siebie i odnajduję się w tobie.
Zbyt wiele kosztują mnie nasze spotkania. Zbyt wiele, by z nich zregnywować. Zbyt wiele, by o nich zapomnieć.
Nigdy.
Nigdy nie znałam takiego bólu niemocy i miłości.
Głupiego żalu i bezradności.
Bólu pustki i bólu twojego spojrzenia.
Codziennie głodna twojego widoku, otwieram szeroko oczy, serce i ramiona. Chcę cię czuć. Chciałabym umrzeć z miłości w twoich ramionach.
Wielki świat uśmiecha się przyjaźnie. Nigdy nie zapomnę przeszłości, ale umiem się nią dzielić. Dzisiaj zatańczyły we mnie emocje. Zagrało we mnie serce. Nasza wspólna melodia.
W twoich oczach zobaczyłam wreszcie ten blask. Carpe diem, jutro może nie nadejść. Pokocham dla ciebie dni tygodnia, rzeczy, myśli, słowa i co tylko chcesz. Dla ciebie będę idealna. Zawsze.
Królestwo za chwilkę miłości. Wtulona w twoje ramiona, mogłabym wszystko wyznać, zrzucić ciężar swoich win.
Nigdy nie odejdą widma przeszłości, ważne osoby zawsze pozostaną we mnie, głęboko. Będę wspominać je w każdej chwili życia i pamiętać, że cuda się zdarzają, jeśli bardzo ich pragniemy.
Wierzę sobie i w siebie.
Dziękuję i proszę za siebie i za nas.
Nieskończoność mojej fascynacji i zachwytu jest dziś tak blisko i jest taka piękna...