Martina za to zdjęcie mnie zje x)
Ale jej pyszczek jest slodki ^^
następnym razem dam coś samej Martiny x)
^^
Daje wam tekst który mi i Mimi sie cholernie podoba x)
"...Zostawiłem nóż, myśląc znowu o sobie, i zacząłem ją wyprzedzać. Wtedy zobaczyłem jej bezmyślne spojrzenie skierowane na jaskrawoczerwony balonik, pchany przez wiatr środkiem ulicy.
Balonik! W pierwszym odruchu chciałem skoczyć na jezdnię i rozdeptać go. Do diabła! Nienawidziłem go! Był wolny!
Nagle zalała mnie fala współczucia. Utożsamiłem się z tym głupim podskakującym balonikiem. Dziwne, że gdy po raz pierwszy w życiu odczułem litość, skierowana ona była ku martwemu przedmiotowi pędzonemu wiatrem donikąd.
Więc zamiast pobiec na jezdnię i rozdeptać go, minąłem kobietę i przyspieszyłem kroku, żeby nadążyć za balonem toczącym się i podskakującym po brudnej ulicy. Balonik był w tym obskurnym otoczeniu całkiem nie na miejscu. Dookoła zimny wiatr przeganiał stare gazety i śmieci, na chodnikach walały się porozbijane butelki po winie i rozgniecione puszki od piwa, po obu stronach wznosiły się ciemne, ponure, kamienno-betonowe ściany dożywotniego więzienia, w którym mieszkałem. A tu, pośrodku tego wszystkiego, był wolny czerwony balonik, niesiony niewidzialnym tchnieniem przyrody.
Cóż takiego zainteresowało mnie w tym głupim baloniku? Przyspieszyłem, żeby się z nim zrównać. Przyłapałem się na nadziei, że balonik nie trafi na odłamek szkła i nie pęknie. Ale równocześnie wiedziałem, że to nie może trwać długo. Był zbyt delikatny. Zbyt wrażliwy. Był zbyt czysty i doskonały, żeby istnieć dłużej pośrodku tego całego piekła.
Wstrzymywałem oddech za każdym razem, gdy balonik po kolejnym podskoku opadał na ulicę. On jednak wciąż kontynuował swoją wesołą wędrówkę środkiem jezdni. Powtarzałem w myśli: "Może mu się uda. Może zdoła przebyć całą drogę do przecznicy i dostać się z wiatrem do parku. Może jednak ma szansę".
Prawie modliłem się o to. Ale gdy pomyślałem o parku, ogarnęło mnie zniechęcenie. Ten parszywy park. No i co z tego, ze dostanie się do parku? I co dalej? Nic mu to nie pomoże. Uderzy o zardzewiałe ogrodzenie i pęknie. A jeśli nawet przedostanie się przez ogrodzenie, to i tak nadzieje się na coś w trawie czy chwastach, i tyle go będzie.
"Albo - myślałem - jeśli ktoś go podniesie, to weźmie go tylko do swojego obskurnego mieszkania i uwięzi do końca Jego życia. Nie ma nadziei ani dla niego, ani dla mnie".
Nagle, ni stąd, ni zowąd, nadjechał samochód policyjny. Zanim zdałem sobie sprawę z tego, co się dzieje, najechał na balonik i usłyszałem żałosne "puf", gdy bezlitośnie rozgniótł go na jezdni. Samochód skręcił za najbliższy róg. Nawet nie wiedział co zrobił, a choćby i wiedział, niewiele by go to obchodziło.
Chciałem pobiec za nim z krzykiem: "Parszywi blacharze! Nic was nie obchodzi?" Chciałem ich zabić za to, że wgnietli mnie w jezdnię.
Ale uszła ze mnie chęć do życia. Stałem na krawężnik i patrzyłem na ciemną jezdnię, lecz nigdzie nie było śladu balonika. Wgnieciony w śmieci i pył ulicy Fort Greene zmieszał się z brudem Brooklynu. .."
Nicky Cruz
Bez podrowieńx)