Oto nowa ja. Wczoraj moja waga wskazała 59,5kg. To duże osiągnięcie, abym nie straciła silnej woli i nie zaczęła jeść, jak kiedyś. Schodzimy do 55, moim marzeniem jest 50.. I wiem, że będzie ciężko, ale dam radę. Już nigdy nie będę ważącym prawie 70kg grubasem. Nigdy. I nikt nigdy nie powie, że jestem gruba. Nigdy.
Wewnętrznie też się zmieniam. Z pomocą innych zaczynam ukłądać sobie powoli wszystko na nowo, zaczynam od małych kroczków. Atmosfera w domu powoli się poprawia, choć dalej nie czuję się dobrze wśród swojej rodziny. Ale to też się zmieni. No i mam nadzieję, że kiedyś wreszcie polubię święta..choć to chyba jednak jeszcze nie w tym roku.
W piątek podczas dzielenia się opłatkiem z moją klasą, kilka razy się popłakałam. Kilka osób, właściwie to kompletnie mi obcych, powiedziało mi tyle wspaniałych słów. Nie oklepanych, pasujących do każdej osoby, ale wycelowane prosto we mnie..nie mogłam uwierzyć. Dziękuję Wam, to też wpływa na moje powolne podnoszenie się.
Dziś rok, odkąd poznałam Sebastiana. Dziwnie mi dzisiaj było, pamiętam jeszcze, jak zapoznawaliśmy się nieśmiale, potem ucinaliśmy krótkie pogawędki.. Teraz jesteśmy razem. W styczniu minie rok, odkąd jestem Jego :)
Boli mnie niestety fakt, że musi wyjechać do pracy. Wiem, że to konieczne, bo ułatwi to Nam życie i przetrze szlaki, ale nie wiem, jak dam radę wytrzymać. Najgorsze jest to, że nie może wybrać sobie terminu. Wyjeżdża 10 stycznia.. nie spędzę z Nim najważniejszych chwil - Jego 20 urodzin, roku naszego związkui mojej osiemnastki..to potworne.