śmierć w Wenecji, miłość w Warszawie.
...zakochałam się w Armii.
roztkliwienie sięga dzisiaj zenitu.
i choć wiem, że wynika ono z cyklicznych wahań poziomów hormonów,
to jednak dosyć ciężko zbagatelizować ten różewiczowski brak, głód... i nieobecność ciała.
a jeśli mnie (która jak dotąd nie dowiedziała się, jak pachnie i smakuje bliskość) to uczucie daje się we znaki,
to co muszą czuć ludzie niegdyś sycący się obcowaniem ze sobą?
próbowałam to sobie wyobrazić.
przyszły mi na myśl ręce wyciągnięte w próżnię,
uczucie, jakby w środku pękała szklana tafla i kruszyła się na kawałki,
całe pokłady czułości, którą nie ma kogo obdarować...
jakże straszne musi być wysychanie i umieranie zdobywców republiki marzeń
a jednak wciąż mogliby oddać wzrok, słuch, powonienie za jedną kroplę ukochanej osoby.
a tutaj jeszcze jedna perełka spod pióra Budzego
: )
Użytkownik carouselambra
wyłączył komentowanie na swoim fotoblogu.