Siedziała na werandzie, wpatrując się w niebo, które wyglądało dzisiaj wyjątkowo dziwnie, jak na lato w rozkwicie - nabrało nietypowego dla tej pory roku szarosinego odcienia. W oddali widać było zarysy wiosek, których pełny obraz zasnuła gęsta mgła. Od czasu do czasu podrywał się wiatr, który jednak nie skłonił do pójścia do domu kobiety siedzącej na werandzie. Smagał jej twarz, posługując się długimi włosami tej oto istoty. Kosmyki wpadały w usta, w oczy, przesłaniając pole widzenia, lecz kobieta zdawała się tego nie zauważać. Wyraz jej twarzy zdradzał głębokie zamyślenie. Na kwiecistej torbie ze sztruksu, która leżała obok kobiety, znajdowała się biała przybrudzona szkatułka, ozdobiona wyszywanym czerwoną nicią napisem ' Taschentücher ', co w języku niemieckim miało oznaczać ' chusteczki do nosa '. Wbrew przeznaczeniu tej szkatułki znajdowało się tam kilka zdjęć i zasuszona herbaciana róża. Fotografie były już wyraźnie naznaczone upływem czasu. Wśród plam i pożółkłej kolorystyki można było jednak rozpoznać dwie postacie - na pierwszy plan wysuwał się długowłosy młodzieniec o zamyślonym spojrzeniu i rozwichrzonej czuprynie. Na co patrzył, o czym myślał - tego obiektyw nie był w stanie zarejestrować. Obok chłopaka na zdjęciu stała roześmiana dziewczyna. Ubrana w koszulę zapinaną pod szyję oraz rozkloszowaną spódnicę, jednym ramieniem obejmowała chłopaka, w drugiej ręce trzymała sandały. Wyglądała na bardzo szczęśliwą i zakochaną. Twarz miała zupełnie tę samą, co kobieta siedząca na werandzie - no może nie naznaczoną jeszcze zmarszczkami oraz innymi oznakami upływu czasu. Kobieta wzięła zdjęcie do ręki. Na odwrocie znajdowała się wypisana grubymi cyframi data: 1 9 6 4.
- A więc to już piętnaście lat... - westchnęła, wciąż wpatrując się w fotografię, z której śmiała się do niej jej własna twarz.
Tymczasem to samo zdjęcie oglądał mężczyzna siedzący na łące. Wiatr i pachnące rumianki przywoływały wspomnienia z dawnych lat. On jednak w przeciwieństwie do kobiety siedzącej na werandzie raczej nie przypominał już chłopaka ze zdjęcia. Nie miał długich włosów i zwyczaju noszenia przypinek w kieszonce koszuli, lecz pozostało mu to samo zamyślone spojrzenie. Nieopodal nad rzeką bawiły się jego córki - cztero- i siedmiolatka. Jak przystało na ' młodszą młodzież ', chlapały się wodą nie zważając na to, że jest zimna i pogoda zbyt brzydka na takie harce. Zauważyła to mama dziewczynek, zbierająca do koszyka zioła. Skarciła córki, wzięła je za ręce, udając się z nimi w stronę siedzącego na kocu męża.
- Czy ty mądry jesteś?! - krzyknęła. - W taką pogodę pozwolić chlapać im się w rzece?! Przecież się przeziębią, całe ubrania mokre!
- Nic im się nie stanie. - mruknął skarcony mąż, wstał i otrzepał koc z chwastów oraz innych łąkowych dobrodziejstw. Korzystając z okazji, że żona się odwróciła, schował zdjęcie głęboko do kieszeni kurtki.
Kobieta siedząca na werandzie usłyszała skrzypienie otwieranych drzwi. Szybko odłożyła zdjęcie do szkatułki i wepchnęła ją pospiesznie do torby.
- O, już jesteś. - mężczyzna stojący w drzwiach wyraźnie ucieszył się na widok żony. - Ugotowałem twoje ulubione gołąbki. Zapraszam panią do środka. - skłonił się, śmiejąc się.
Kobieta uśmiechnęła się, wzięła torbę i weszła do domu.
* * *
autorstwa własnego,
miło by było, gdyby ktoś przeczytał
: )
lupka, lupka!
Użytkownik carouselambra
wyłączył komentowanie na swoim fotoblogu.