Zawsze rano otwieram oczy, albo ich nie otwieram, tylko bardzo tego chcę i jeśli je otwieram to wstaję, albo nie wstaję, a jeśli jednak wstanę to ruszam swoją dupę do pracy, albo do pseudopracy, ale jeśli nie wstaję to leżę z otwartymi oczami, albo z zamkniętymi, a jeśli te oczy są zamknięte to zanurzam się w myślotłokach mojego mózgu parowozu, albo trwam w pustcce, czy tam puszce po piwie, ale jak już się jednak zanurzem w tych swoich nieprzyziemnych, albo bardzo codziennych przemyśleniach, tracę rachubę czasu, albo i jej nie tracę i zazwyczaj się spóźniam, albo i się nie spóźniam do szkoły i tak w swoich wolnych, albo i zniewolonych, podniebnych fantazjach, łapię motyle, albo i ćmy, które łapczywie poszukują ciepła w żarówkach lamp, albo nie łapię tylko sam je tworze na drutach, albo i z nici, albo i wgl ich nie tworzę tylko wypuszczam snopy światła ze swoich ust otwartych, chyba że są zamknięte, to już niczego nie wypuszczam, ewentualnie z dłoni telefon, który mi zaraz zadzwoni, albo i nie zadzwoni, tylko zamilczy, aż na śmierć, albo raczej nie na śmierć bo on nigdy żywy nie był, a może był, tylko, gdzieś zgubiły się jego wspomnienia, albo się może nie zgubiły tylko nie zwracałem na nie uwagi, a może nigdy ich nie było, bo to były czasy bez wspomnień, a może to nawet nie były czasy tylko bezczasy, albo już nie wiem kim jestem, kim jesteś, roztrzelaj mnie na betonie, albo i nic nie rób, tylko milcz, albo nawet nie milcz, tylko mów, jakbyś milczał całym sobą, włosami, dłońmi, paznokciami, które się rozdwajają i oczami pulsującymi na obrazie Leonarda w jego madonny pozie, albo jednak milcz tak po prostu, jak milczeć potrafisz, chyba że nie potrafisz, to się naucz, przez ciszę mych strychów, ktorych nie ma w mej głowie, dąbrowie, albo pod butem zostal mi piasek twoich słów, albo to tylko zwykły pył po wczorajszym lesie,albo i nielesie i bezlesie, zalesie, polesie, podomulasunietakmibardzosłowobraków na stole.
i pozdrawiam twoje gęby panie Gombrowiczu i niby-Gombrowiczu.