Jestem. Wreszcie mogę coś sensownego napisać. Ostatnie dni spędziłem bardzo aktywnie, korzystałem z wolnego czasu, ale dzisiaj zostałem w domu - posprzątałem i skończyłem czytać "Kosogłosa" - ostatnią część Igrzysk Śmierci. O dziwo, zacząłem ją czytać we wtorek i od tego czasu nie potrafiłem sklecić nic nadającego się do wstawienia tutaj. Czasami tak jest, że coś podświadomie uniemożliwia Ci wykonania pewnych czynności. Musiałem skończyć tę książkę, żeby zacząć tę notkę.
Krótka recenzja na wstępie. Rozpoczynając tą książkę planowałem sobie zaznaczać cytaty godne uwagi, przygotowałem sobie karteczki, ale po zaznaczeniu pierwszego cytatu, tak się wciągnąłem, że kompletnie o tym zapomniałem. Ale przynajmniej jest jeden, a o to i on:
"Niektóre drogi trzeba pokonywać samotnie." ~Suzanne Collins
Książka jest cudowna. Nie ma już tutaj tyle akcji, tyle zaskakujących zwrotów, ale znajdujemy coś innego. Autorka doskonale potrafiła ukazać reakcję głównej bohaterki na świat. Świat okrutny, bezlitosny. Świat, w którym ginie mnóstwo ludzi, więzi rodzicielskie zanikają, przyjaźnie się urywają, a spokój odnajduje się jedynie w kompletnej izolacji, jedynie w obłędzie. S. Collins idealnie oddała ten stan - z czasem stajemy się obojętni na śmierci kolejnych bohaterów i nie odczuwamy nic - podobnie jak bohaterka książki. Osobiście wyłączyłem się całkowicie i zdałem sobie sprawę z tragizmu całego tomu dopiero pod koniec - w pewnej niezwykle wzruszającej scenie - i o mało co nie uroniłem łzy, a przyznam się, że to naprawdę coś, bo nigdy nie płaczę przy książkach. Na każdej stroną tej powieści odnajdujemy bezsensowne, bezpodstawne, niekonieczne zło, którego makabryczny finał obserwujemy na końcu, gdy cały motor akcji i działań bohaterów zostaje unicestwiony. Wtedy motywy działań głównej bohaterki, którymi kierowała się w poprzednich tomach tracą swój sens. Jej życie traci sens, potwornie skrzywdzona odrzuca przyjaźń, której fundamenty runęły, gdyż okazały się zbyt kruche - zbudowane na agresji i rządzy zemsty. Byłem wstrząśnięty, gdy okazało się, że z pozoru nieprzychylne jej osoby okazały się jednak tymi, którzy ją wspierali... Książka kończy się bardzo gorzko, ale jednak zostajemy obdarowani niewielkim płomykiem światła, którego łapiemy się kurczowo - dziwny okruch szczęścia - mamy nadzieję, że jutro będzie lepiej.
Miała wyjść krótka recenzja, ale troszkę się rozpisałem. Przed chwilą raz jeszcze przeczytałem ostatnie strony książki i znowu łezka zakręciła mi się w oku. Mam nadzieję, że z czasem będzie coraz więcej książek, które będą mogły wpływać na mnie w ten sposób.
Wzrusza mnie ulotność ludzkiej pamięci i niemy strach przed zapomnieniem ważnych faktów, krwawych poświęceń, osób, które pomogły nam i odeszły, zwykłych czynności i zdarzeń, które wywołują na naszych twarzach uśmiech. Bezsensowne jest zło, które zatacza kręgi, krzywdząc wiele osób, niszcząc nasze relacje i więzi. Ludzie się zmieniają, życie nas zmienia. Czasami ktoś mówi mi, że myślał, że się z kimś przyjaźnił, ale jednak już to się skończyło, więc to pewnie nie była przyjaźń. Była. Ale nasze doświadczenia, przeżycia zmieniają nas. Mogliśmy być dopasowani do siebie - jak dwie połówki jabłka, ale czas wyskrobał na każdej z nich inne rysy, zostawił inne rany i gdy potem, znów próbujemy je złożyć, okazuje się, że już do siebie nie pasują. Czasami nawet najbliżsi potrafią nas ranić, rozczarowywać, ale zawsze trzeba starać się ich zrozumieć. Nigdy nie wiadomo co nimi kieruje, z jakimi demonami toczą walkę wewnątrz siebie. Nigdy nie można poznać kogoś do końca, nie można obronić się przed złem, gdy atakuje ze zbyt wielu stron i odbiera nam to, na czym najbardziej nam zależało. Jednak zawsze jest nadzieje na lepsze jutro, bogatsze w nowe doświadczenia, przeżycia, które sprawiają, że z dnia na dzień dojrzewamy i stajemy się innymi ludźmi - niekiedy powoli idziemy pod górę, której nie da się zdobyć, ale wytrwale zmierzamy w stronę ideału.
"To, czego potrzebuję do przeżycia, to nie ogień(...), podsycany wściekłością i nienawiścią. Mam w sobie wystarczająco dużo żaru. Potrzeba mi wiosennego mniszka, jaskrawożółtego kwiatu, który symbolizuje odrodzenie i nie oznacza zniszczenia. Oczekuję, że życie będzie toczyć się dalej, bez względu na to, jak poważne ponieśliśmy straty. Chcę wiedzieć, że znowu może być dobrze... "
~Suzanne Collins
MOJE OFICJALNE KONTA:
http://lookbook.nu/chocolatecookie96
http://www.formspring.me/vanillacookie96
http://www.maxmodels.pl/zimnyogien.html