Znów obudził mnie przerażający krzyk snu. Jest 5:30 ,a ja po raz kolejny budzę się z napuchniętymi od płaczu oczami ,ze łzami na policzkach .Śnię o naszej śmierci ,o wyzwoleniu ,wolności .Chciałabym czuć tą ulgę uwolnienia od szarych ,brukowanych ulic , uwolnienia od grzechu i obłudy .Wiem jednak że jeszcze nie czas .Pora wstawać .
Za kuchennymi oknami znów deszcz i mgła .Siedzę na starym,zniszczonym fotelu z poranną kawą w dłoni i marzę o tym by miała znów zapach kawy ,a nie bólu i strachu co zdarzy się tego dnia.W popłochu zerkam na zegarek ,na szczęście mam jeszcze kilka minut by ubrać się i wyjść z klatki betonowych ścian i żelaznych wspomnień.
Im jestem starsza tym bardziej przytłacza mnie to mieszkanie ..Naciągam na plecy płaszcz i wychodzę .
Słyszę jak krople deszczu uderzają o płytę chodnika . Dźwięki przynoszą mi ukojenie ,trzymają przy życiu funkcjonujące jeszcze ostatkiem sił serce .Ludzie skuleni stoją na przystanku czekając na swój tramwaj.Wyglądają jak przestraszone zwierzęta które chcą uchronić się przed kulą podczas polowania.Mam wrażenie że stojąc obok świetnie wtapiam się w tłum . Mój tramwaj nadjeżdża ,to dobrze bo obawiałam się spóźnienia do pracy i złośliwej uwagi od szefa,który jak sam codziennie przypomina spóźnienia nie toleruje.
Osiem godzin męki przede mną.W głowie tylko dwa słowa : "Dam radę ,dam radę .."
Sprzątaczka ,pani Henia znów przyszła do pracy z podbitym okiem.Mąż musiał przecież ukarać żonę za przesoloną zupę.Ludzie to bestie,potwory uwięzione w ładnym opakowaniu .Bez skrupułów krzywdzą swoich najbliższych.Na szczęście czas szybko mija i za kilka minut już wychodzę do domu.Moja praca to niekończące się nieszczęścia .Ludzie przychodzą się do mnie wypłakać i wyżalić .Powinnam mieć do tego dystans ,ale to nie łatwe zwłaszcza gdy ma się taką więź z pacjentami .
Zabieram ze sobą do domu wszystkie problemy ,cierpienia i troski innych .To wszystko mnie przytłacza ,nie pozwala mi się cieszyć z promieni słonecznych ,nowej sukienki czy ślubu koleżanki .Niszczę się powoli ,autodestrukcja .
Za chwilę wieczór ,siedzę na balkonie i piję kolejną kawę .Nic jeszcze dziś nie zjadłam i wcale nie mam na to ochoty.Znów w głowie słyszę krzyk i błaganie o pomoc. Tak ,to ja krzyczę .Chcę zniknąć ,umrzeć .Zostawić te wszystkie rozdzierające mnie trudności..Znów się zamyśliłam .
Jest już ciemno i światła latarni przenikają przez burgundowe zasłony w sypialni.Usypiam .Sen jest dla mnie ukojeniem ,ale dziś nie potrafię mu się oddać .Przykładam głowę do poduszki i nic...Może wypadałoby się pomodlić ? Od kilku dni nasuwa mi się to pytanie .Może Bóg istnieje i pomoże mi sobie z tym wszystkim poradzić? Tylko co mu powiedzieć ? Przecież to bez sensu ,nigdy w niego nie wierzyłam bo gdyby istniał dałby mi chyba jakiś znak .
Zasypiam.
____
moje opowiadanie na j.polski ..chcę więcej takich natchnionych dni!
Inni zdjęcia: ... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24