Ataman wrócił z wybiegu mocno podekscytowany.
UFO wylądowało na sąsiednim polu.
I to niejedno.
Prawdziwa inwazja.
Jak zobaczył tak na dłuższą chwilę znieruchomiał.
Myślał.
Zafurczał chrapami, wyprężył pierś i poszedł na zwiady.
Ale nie tak wprost.
Przybliżał się do wroga stopniowo nie spuszczając go z oczu.
W tym momencie na drugi plan zeszły wszelkie gnębiące go gzy, muchy i komary.
On miał zadanie do wykonania.
Obronić stado.
W tym celu prezentował się z najgrożniejszej strony.
Wydawał głośne i grożne odgłosy, wymachiwał wysoko ogonem, poruszał się prężnym wydajnym chodem.
Zataczał coraz większe koła przybliżając się do ogrodzenia, za którym czaiło się to UFO.
A UFO nic.
Nawet nie drgnęło.
Ataman z ociąganiem wrócił do boksu.
Następnym razem też będzie je miał na oku.
Dobrze,że mamy takiego obrońcę