''Turnaround, every now and then I get a
little bit lonely and you're never coming around''
Nie ma w tym nic złego. Nie mam zamiaru się tłumaczyć. Co z tego, że jest jak jest? Chociaż wszyscy próbują dopasować mnie do swojej układanki, nie chcę do żadnej należeć. Bo może teorytycznie mój kształt jest dobry, to nie da rady mnie wcisnać w tą puzlową lukę. Mózg widocznie nigdy nie będzie działać prawidłowo, na dobrych falach. ''Na jakie studia chcesz iśc? Medycyna, prawda?'' - wzruszam ramionami. ''Studia zabiją we mnie wszystkie pasje. Wyjdę z nich totalnie czysta, zwyczajna...'' To taki odwyk od niezwykłości, indywidualizmu. Zadaniem uczelni jest przede wszystkim przygotować nas do normalnego życia i zabić marzenia, żeby nie było do czego tęsknić, uciekać. Państwo potrzebuje pracowników, a nie wiecznych mieszkańców Nibylandii. Owszem, chcę ukończyć studia. Bez tego moja wartośc osiągnie punkt zerowy.... Politechniczne, medyczne może prawo? Cóż... ale nie dam z siebie zrobić społecznego warzywa, któremu do szczęścia potrzebny jest telewizor i piwo raz w tygodniu ze znajomymi, których i tak nie będę lubić. ''Wyrośniesz'' - słyszę. Skoro tak to wolę umrzeć. Potrzebuję czegoś głębiej... chcę patrzeć tam, gdzie inni niczego nie widzą. ''Zostanę gitarzystą!''- powtarzam. ''Ty? Dorośnij, zejdź na ziemię'' - dziękuję, postoję...
Nie będę tłumaczyć się z tego wszystkiego. To nic złego.
A nawet jeśli, nie czuję winy.
Nie odpowiadam za własne mysli.