Sru! Takim miły akcentem zacznę moją ponowną działalnoś tutaj. Podsumujmy ostatnie dwa tygodnie. A może tydzień? Zresztą, wała. Ze szkoły na ten długi weekend wypuszczono nas z nie lada wesołym humorkiem. Otóż, od Stangreda (dla ścisłości- nasza dyra) dowiedzieliśmy sie, że jesteśmy (nasz klasa) niezdecydowanymi, nierozgarniętymi, rozpuszczonymi bachorami. Przesłodziusio. Na ostatniej godzinie (niemiecki) Niemiec (no masz, jaki piekny paradoks), nasza wychowawczyni potwierdziła opinię Standzi i wychodzi na to, że jesteśmy pokurwiałą bandą debili i ona nigdzie z nami nie pojedzie. Ale o co chodzi? Ano o wycieczkę. Przybliższmy trochę cały ten burdel. Przed wypuszczeniem nas na ostatnią przerwę od szkoły, nie mam pojęcia, kiedy to było, sram zresztą na to, Niemiec poruszył temat wycieczki. Biedaczka przypomniała o tym sobie, jakos tak późno, bo pięć minut do dzwonka, ale dobra. Coś tam pieprzy, nikt jej nie słucha. Ja też, więc ta część tego całego rynsztoku jest mi bliżej nieznana. Wiem tylko, że pytała się nas, gdzie chcemy jechać. No to ja mówię: Górki Wielkie. Ani poparcia, ani sprzeciwu, niech będzie. Potem cisza, niemiec jak zwykle coś pierdoli i nagle jedziemy do Krakowa. Mogę przysiąśc, że nikt takiej propozycji nie wystosował. Przynajmniej nie nasza klasa, może ona sama. No i mówi: Kto chce do Krakowa, niech łapę podniesie. My, którzy chcieliśmy gdzies bliżej, na rekreacyjna wycieczkę (nawet nie wiem, w jaki sposób miałoby się to odbyć) raczek nie podnieśliśmy. Niemiec naliczył tam ze czternaście osób i był dzwonek. czyli w sumie nic nie ustaliliśmy (bośmy mysleli, że poświęcimy na to trochę dłużej czsu, a to był dopiero rys wstępny i będzie można coś zmienić). Jazda. Przychodzimy do przerwie, a ona nam oznajmia, że już są zarezerwowane miejsca (jak sie okazało, kłamała- sucz.) i sratatata. Wszyscy na nia gały wywaliliśmy i jakoś tak dyskutujemy. Pytamy się, za ile to gówno. Za 35- złotych, trzy dni. Doobra, pyta sie jeszcze raz, kto jedzie. Teraz rączke podniosłem i chuj. No to ona zaczyna pierodlić, że raz chcemy, a potem nie, a potem znowu i że ona jest zmęczona, nikt jej nie kocha i tak dalej. To ja sobie wykminiłem, że skoro już po raz setny pojadę do Krakowa, to może się wepchnę na wycieczkę z 2GB (jechali do Gdańska) i bedzie git. No to sie pytam, kto by chciał jechać. Zgłośiła sie Roksana, dobra. Następnego dnia pytamy się Grzywacz(wychowawczyni 2GB), czy są wolne miejsca i czy można jechać. A ona mówi: Miejsca są, ale niestety nie możecie jechać, bo wasza pani zabroniła. No kurwa mać, a co jej do tego. Siły mi odeszły, nawet nie chciałem gadać z Niemcem, nie chciałem jej nawet widzieć. No i potem wyszło, że obydwie baby sie pożarły i z tąd te jebane antagonizmy. Dobra, stwierdziłem, że wała, nigdzie nie jadę. Na matmie Niemiec znowu sie pruje, jacy to my jesteśmy źli, że ona już z nami nigdzie nie jedzie, a tak w ogóle to sie jebcie. Powiedziała, że wycieczka kosztuje jednak 400 zł. Chyba nie musze mówić, co się wtedy stało w klasie. Jak ucichliśmy, to znowu zaczyna pieprzyć, że to w cale nie jest drogo, że wszedzie trzeba mieć przewodnika i tak dalej, gęba się jej nie zamyka. Aż dziw, że to takie chude, a tak długo gębą kłapie. Chuj, liczba osób zmniejszyła sie do 6 :D No kuurwa mać. W 6 klasie byliśmy z Kowalczykiem w Krakowie i było zajebiście, a kosztowało o połowę mniej. Bo one nie chcą mieć pokoi 15 osobowych, z piętrowymi łóżkami, pojebane. A kurwa, w 6 spaliśmy w takich, z kiblem daleko i na łóżkach wojskowych, a żarcie sami przywieźliśmy. I była wypierdoza. Ale nie, my musimy mieć łóżka czyściutkie, wymuskane. A pokoje nie więcej niż 4 osoby. Popierdoliło je wszystkie. walić to, mogę nigdzie nie jechać, zostane z resztą wszkole i będzie duypa. Mam się pierdolić 3 dni z Niemiec i Łazanką? Nie dziękuję? Tacy nauczyciele miażdżą. I chuj
Pozdrawiam Jumę, moją klasę i inne zjeby.
Wiwat Stangred!