śniłeś mi się.
między siódmą a dziewiątą.
był piękny, słoneczny poranek.
promienie pieściły twoje ciało przez otwarte okno.
rośliny w ogródku szeleściły cicho, bujając się na delikatnym wietrze.
spóźniłbyś się do pracy, gdyż powinienieś wstać już godzinę temu.
niewiele myśląc, wślizgnęłam się przez okno do twojego pokoju i stanęłam przy twoim łóżku.
patrzałam jak spokojnie oddychasz, a twoja klatka piersiowa unosi się i opada rytmicznie.
chciałam dotknąć twojego ciała, poczuć ciepło.
ale wtedy zmrużyłeś powieki i delikatnie otworzyłeś oczy.
"dzień dobry." - powiedziałeś najzwyczajniej w świecie uśmiechając się lekko.
nie zadawałeś pytań, czemu tu jestem, co tu robię i dlaczego.
obdarzyłam cię moim najlepszym uśmiechem i wyszłam z pokoju, zostawiając cię w pościeli.