Dzisiejszy dzień zaczął się dobrze,nawet nie pamietałem zbytnio o tym co mnie męczy od kilku dni.Naprawilem kuzynowi kompa,pooglądaliśmy Pulp Fiction napiliśmy się swietnej herbaty[to była taka odskocznia od alkoholu która również uspokaja] potem pomagałem ojcu ale wystarczył jeden sms kilka po krótce skleconych zdań by wyprowadzić mnie z rownowagi i rozbić w pył mój dzisiejszy stoicki spokój no ale cóż takie już jest ostrze losu, które zawsze trafia w ten najsłabszy punkt z najwyzszą precyzją,siłą i impetem.
Żałuje że nie mogę wbić mojego noża szturmowego w ciało pewnej osoby,patrzec jak cierpi, a jej rana powiększa się za każdym kolejnym moim pchnięciem,krew kapie na podłoge[przepaszam za ten bestialski opis ale chyba o to chodzi żeby pisać to co się myśli], a ta osoba już wie jak bardzo zaszkodzila mi tym że dawała mi złudną nadzieję przyjażni, a tak naprawdę bawiła się ze mną jak z psem który był na każde zawołanie i radośnie merdał ogonem gdy się do niego mówiło.Teraz wiem dlaczego mówi się, że miłość jest ślepa.Zrozumialem, że nie chodzi tu o wygląd,wiek czy zachowanie ale o to, że jeśli kogoś bardzo kochamy nie zwracamy uwagi na to, że on nas wykorzystuje,okłamuje i krzywdzi.Wierzymy że jest idealny i nas prowadzi jak przewodnik a tak naprawde osoba która udaje że odwzajemnia miłość jest naszym największym wrogiem.Szkoda że zrozumiałem to dopiero dziś...a przez tak długi czas byłem naiwny i poprostu głupi.