Patrząc na to zdjęcie widzę tutaj szczerze szczęśliwą dziewczynę. Ten facet musi bardzo ją kochać, bo widać, że bardzo mocno jest wtulony w nią. W sumie powiedziałabym bardziej, że to zdjęcie mówi " zostań i nie odchodź ". Gówno prawda, pozory mylą a szkoda. Minął miesiąc, może nawet troszkę więcej niż miesiąc a ciężkie ślady na sercu pozostają. Może nie jest tak fatalnie jak na początku, ale nadal jest i to jest w tym wszystkim najgorsze. On ma wyjebane, żyje, bawi się. Bynajmniej na to wygląda. Ona? Ona też ma wyjebane tzn wydaje się jej, że tak jest, bo codziennie stara się uciec w świat jarania bądź picia wtedy czuje, że jest silna i że wszystko jest zajebiście, lecz najgorsze są dni, kiedy na spokojnie musi posiedzieć sama ze sobą w domu, wtedy ma tylko 4 ściany, laptopa w nim tysiące zdjęć, słuchawki, muzykę i fajki. Wtedy w głowę wchodzi jej tylko " o kurwa, czemu? nie tego chcę " i znów jej świat staje się jedną wielką poraszką. Wszystko jest bez kolorów, bez sensu, nudne i popierdolone. Zajebiste życie co nie? Po prostu pozazdrościć dziewczynie, ale to jeszcze nie koniec to tylko krótkie streszczenie, historia dopiero się zaczyna. A więc.. Żyła sobie raz taka tam jedna, przyjechała do Anglii, poznała go, zaczęli się spotykać, każde spotkanie było mega udane i tak dzień w dzień. Po jakimś czasie On zaczął się do niej coraz bardziej zbliżać, zaczęło się codzienne pisanie po powrocie do domu, rozmowy przez telefon po parenaście godzin. Jednak Ona ze swojej strony traktowała to jako zwykłą przyjaźń, chociaż przeczówała, że On coś kręci. Po czasie w niej coś pękło i dostrzegła, że chyba coś czuje, lecz mówiła sobie " to na pewno mi przejdzie ". Odczekała trochę czasu i gówno, uczucie wzrosło. Z każdym spotkaniem, każdą rozmową wszystko po prostu w niej wzrastało. Pewnego dnia, pamięta to jak dziś zgarnęła go pod paszkę i poszli jak zwykle na tą samą ławkę i do tego samego parku w którym codziennie się widzieli. Powiedziała mu, że coś w jej sercu dzieje się nie tak i, że tak być nie może. Nie zrozumiecie tego, to była trudna sprawa, ale dobra.. Kiedy Ona wszystko mu powiedziała, On powiedział " spoko, okej ", po czym widziała w jego oczach, że się zawiódł, może był smutny nie mam pojęcia. Po jakimś czasie było już w porządku, znów nadal się spotykali. Na pewnym spotkaniu coś w Nim pękło i ją pocałował, chociaż byli zjarani jak świnie. Ważne, że byli " sami " i ten pocałunek był mega prawdziwy. Uczucie wzrosło do poziomu setnego, już wiedziała, że to nie jest chwilowe, więc weszła w to. Rzuciła wszystko i chciała być tylko jego, tak samo jak i On chciał, żeby Ona była tylko i wyłącznie jego. Każdy dzień spędzony razem był najwspanialszym dniem. Każdy buziak, każde przytulenie, każde głupie rozmowy, dziwne tematy, odpały to wszystko.. Może dla was, to jest zwyczajne, ale dla niej to nie było zwyczajne. Pierwszy raz w życiu poczuła się, ważna, bezpieczna, kochana szczerze przez faceta. Miała nadzieję, że wszystko będzie tak piękne zawsze. Lecz nadszedł kryzys, normalne zawsze być musi. Do jakiegoś czasu sytuacje dało radę opanować. Później niespodziewanie dosłownie nad wszystkim stracili kontrole, raczej na pewno oby dwoje. Bolało ją to strasznie, próbowała robić wszystko, żeby było w porządku.. Po mału rozmowy nic już nie dawały, więc wpadła na pewnien nie dokońca przemyślany plan, no właśnie nieprzemyślany.. o.O Zrealizowała go, myślała, że wszystko inaczej się potoczy ale się zdziwiła i to ostro się zdziwiła. Spotykali się niby po koleżeńsku niby było w porządku, chociaż nie byli ze sobą pocałowali się nie raz. On mówił, że już nic nie chce, a jednak. Ona nie rozumiała tego, co się działo i w sumie nadal nie rozumie. Jakieś przelotne pocałunki a później wyjabane? Na prawdę do dzisiejszego dnia nie ogarnia tego i wątpi, że się dowie, ale okej. Jakiegoś dnia z ciekawości weszła na jego profil na fb, co ją zszokowało '' *** jest w związku ***** " Serce stanęło jej normalnie w miejsu, wiedziała, że już jest po wszystkim. Ona wie, że on postąpił w chuj po frajersku, ale co robisz. Go nigdy nikt nie rozumiał, ciężki człowiek, lecz bardzo kochany. Gdyby ona miała chociażby jedną malutką szanę, wybaczyła by dosłownie wszystko. Miałaby wyjebane w to co było, chciałaby po prostu, żeby był przy niej to wszystko.. On i tak chyba nic nie rozumie. Ona nie potrafi chyba ułożyć sobie inaczej życia. Od kiedy się rostali jej życie to jakiś poemat. Ciągłe problemym jednym słowem maskara. Wie, że nic już nie wróci, ale jednak zawsze ma w sobie tą malutką iskierkę nadzieji, ale pytanie, PO CO? Tego niekt nie wiem, Ona ma swój świat, którego nikt nie ogarnie. Ona tym bardziej nie potrafi tego ogarnąć.
To popłynęłam hah :D
Może kiedyś zrozumiesz tępaku, że w chuj mi Ciebie brakuje.
Może kiedyś coś do Ciebie dotrze, może się odezwiesz? Chuj wie.
Teraz próbuję ogarnąć wszystko i ułożyć jakoś sobie życie, chociaż jest ciężko
lecz wiem, że w końcu dam radę, muszę, bo wiem, że jednak gdzieś tam we mnie
jest ta silna dziewczynka.