Skończyłam wczoraj czytać Drogę do szczęścia. Wspaniała książka ;) Na początku wydawała mi się nudna i już chciałam żałować wydanych pieniędzy, ale im dłużej się czytało, im bardziej zwracało uwagę na to jak książka jest napisana... przestałam żałować ;). Niby nie ma w sobie niczego szczególnego, nie jest to Dan Brown, nie ma nagłych wzrotów akcji, tak jak to lubie. Jest histoira dwóch zwykłych osób z problemami.
Ludzkie problemy, żadnych przerysowań, bajkowych zakończeń, nic z tych rzeczy. No i to w jaki sposób jest napisana książka. Człowiek czasami siedzi i rozmawia z kimś, a w tym samym czasie wyobraża sobie - o tak to opowiem mojej przyjaciółce, narzeczonemu czy rodzinie. O i to też opowiem. Już widzę ich twarze, gdy się o tym dowiedzą. Tak też pisze Yates. Gdy się czyta jego książke, to tak jakby siedziało się w głowie danego bohatera i czuło to co on czuje, śmiało gdy on się śmieje, jakbyśmy byli jego myślami.
Książka ma w sobie pewien urok, przez co staje się jeszcze bardziej ciekawa, interesująca. Pełno emocji. Przez jakieś ostatnie 40 stron książki siedziałam i jak nie ja - płakałam ;). Czasami nawet łzy leciały nie gdy działo się coś smutnego, tylko gdy wiedziałam co dany bohater czuje, potrafiłam go zrozumieć. Magiczna książka!
Od razu oczywiście obejrzałam film. I szczerze mówiąc nie wierzyłam, że będzie aż tak dobry. Nie ma porównania co do książki, bo choć aktorzy bardzo starali się przekazać emocje, które towarzyszyły ich postiaciom (i dobrze im to wychodziło), to jednak nie da się dokładnie tego odwzorować, dopowiedzieć. Narratora nie ma w filmie, więc wiadomo, nie oczekuje się tego od niego ;). Nawet nie wiem czy cokolwiek zmnienili w filmie... nawet dialogi identyczne. Czułam jakbym czytała książke. Postarali się! Gra aktorska, muzyka...
Melodramat, ale nie taki jakie pisze Sparks. Tamte opierają się na pewnym wzorcu, który jest ciągle powtarzany, po kilku książkach można spokojnie samemu dopisać zakończenie bo jest tak oczywiste. Tutaj tego nie miałam, do samego końca zastanawiałam się nad losem bohaterów, co z nimi będzie. No nic książke polecam i nie tylko fanom melodramatów, bo ja sama nią nie jestem.
A tak w ogóle? To wakacje zleciały strasznie szybko. Coś czuje, że sama mogę zacząć pisać dramat na podstawie własnych przeżyć z 3 klasy LO i matury. Chociaż..może byłby to horror ;D