torby pełne książek,
długopisy ciągle coś notujące,
poważni wykładowcy zachęcający uśmiechem
do opowiadania na temat Friedman'a,
uśmiech potwierdzony skinieniem głowy, że już czas na kawę,
gwar instytutu,
wyciągam telefon z dna torby,
sms'owe dzień dobry, kochanie,
i wszystko staje w miejscu.
Rossman obok przystabku to zło.