zastanawiałam się dziś nad zestawieniem słów opisujących smaki z wyrazem opisującym substancję nawilżającą, oczyszczającą, a także zabezpieczającą powierzchnię rogówki i spojówki oka.
czy gorzkie łzy zawsze są prawdziwie zrodzone z bólu? nikt nie mówi o nich, że są słodkie, a łzy same w sobie w rzeczywistości mają słony smak...
blog ten powstał w celu wylania z siebie łez na wirtualny papier.
roboczo został nazwany gorzkimi łzami, bo wpisy publikowane pod przybranym imieniem mają pomóc mi oswoić się z rzeczywistością - tak naprawdę bez względu na to jaki smak ta aktualnie będzie przybierać.
obecnie jest przygniatająca i wyrzucenie z siebie tego, co mnie boli ma mi sprawić ulgę, odciążyć głowę i duszę; leczyć rany - najczęściej umysłowe samookaleczanie.
nie wiem jak długo tu zostanę oraz czy będę regularnie publikować, jednak wiem, że jest to dla mnie formą terapii równoległej do tej z psychoterapeutą.
zanim trafiłam do psychiatry właśnie taki sposób wyrażania siebie pomagał mi najmocniej.
miałam w sumie publikować na starym koncie, jednak nie pamiętam hasła, a dawna możliwość zalogowania się poprzez konto połączone z facebookiem nie działa...
nie pamiętam też na jaki adres mailowy mogłam je założyć, bo to było 12 lat temu.
jestem w kropce.
co zabawne, to właśnie wtedy wszystko się zaczęło.
w zasadzie nie wszystko, ale to był początek końca.
wtedy właśnie - dając 14-letniej mi nadzieję, że wszystko w końcu będzie się układać jak sobie to wyśniłam w dziecięcych snach - zadano mi pierwszy cios.
jak to jest złamać dziecku psychikę i nie ponieść za to odpowiedzialności?
dziś, na tydzień przed 26 urodzinami zastanawiam się dlaczego to ja muszę dźwigać czyjeś błędy wychowawcze i stawiać czoła łatkom, które mi fałszywie przypisano.
dziś, na tydzień przed ukończeniem 26 roku życia przeszywają mnie żal, smutek, cierpienie... i zwątpienie w siebie, w to, że się uwolnię.
dziś, na tydzień przed urodzinami, które zawsze lubiłam obchodzić - nie chcę ich, w głowie pojawiają się fantazje o samobójstwie, bo tak byłoby... no właśnie?
łatwiej?
prościej?
szybciej?
oszczędziłabym sobie cierpienia i zadałabym je osobom, którym na mnie zależy.
czy kończąc żywot w tym momencie uznano by mnie za kogoś, kim próbowano mi całe życie wmówić, że jestem?
a może właśnie w końcu ludzie, którzy tak podcinali mi skrzydła otworzyliby oczy, zauważyliby swój dotychczasowy błędny osąd?
obawiam się, że tego się w najbliższym czasie nie dowiemy.
gdzieś z tyłu głowy jest myśl, że jeśli teraz się poddam, to nie uda mi się zagrać na nosie tym, którzy mnie skrzywdzili.
i nie chodzi o to, by żyć na złość komuś, ale żeby żyć w pełni dla siebie.
odetchnąć pełną piersią.
uwolnić się.
pokochać.
czy się uda?
~W~