Takie, bo jest takie dziwacznie fajne :*
Dzisiaj postanowiłam napisać dłuższą notkę o wszystkim i o niczym ;d
Więc piszę!
Ale o czym, by tu zacząć? Hm...
Może zacznę od początku dnia...
Oczywiście pierwsze co: spóźniłam się na autobus... -.-
I w dodatku zorientowałam się w drodze na przystanek, że z pośpiechu nie umyłam zębów ;D
Hahahahahahahahahaha! ;D
Następny autobus miałam po 3 minutach...
Wysiadłam na Chopina... I ujrzałam... Cudo!
Mojego Męża- czekającego na mnie z usmiechem na twarzy, lecz w lekkim zniecierpliwieniu... <3
Po kilku minutach dreptania po szarym chodniku doszliśmy do tej wyziębionej na maksa szkoły... i zaczęło się! -.-
Po nudnych sześciu lekcjach, poszliśmy na spotkanie z przyjaciółką Karola Wojtyły- Wandą Półtawską, która, wg mnie, ciekawie opowiadała o czystości przedmałżeńskiej, o miłości, o aborcji i o skutkach bezmyślnego postępowania, dołączając wspomnienia z czasów II Wojny Światowej, kiedy to była uwięziona w niemieckim obozie koncentracyjnym w Ravensbruck...
Gdy wyszłam ze szkoły, pomaszerowałam do Wzorcowni i próbowałam wraz z rodzicami kupić płaszczyk...
Niestety... nie było rewelacji...
Kiedy doszliśmy do samochodu, żeby wracać do domu, okazało się, że tata miał zawalony samochód kartonami...
Wepchnęłam się, więc, na siłę... i jechałam na kartonach z tyłkiem w powietrzu ;D
A przy zamykaniu drzwi złamałabym sobie rękę... ;x
Normalnie gorzej niż w porannym autobusie... -.- Ale no cóż pocznę... ? ;q
Po południu pojechałam z rodzicami do szkoły.
Tyle, że oni poszli do Auli na to spotkanie, co ja byłam wcześniej, a ja poszłam do dziewczyn, do internatu :)
Troszkę śmiechowo było... ;d
'INTERNATOWCY' w ogóle nie zważali na to, że pani Wanda, na czas Dni Kultury Chrześcijańskiej, zamieszkuje pokój na przeciwko nich... ;q
Stwierdzili, że muszą się opanować, bo jeszcze sobie pomyślę, jaki ten internat gUpi ;D
Na koniec Rude (Żołądź) zasnęła i pożegnałam ją całusem w polik, albo w czółko (nie pamiętam), po czym obudziła się lekko i nie wiedziała, czy jej się to śni, czy nie xd
Smardześka odprowadziła mnie nawet na hol ;D Gdyż stwierdziła, że i tak cały dzień nie może znaleźć sobie miejsca...
Tam natknęłyśmy się na Księdza Dyrektora, który zajął nas rozmową :)
Później zeszli także rodzice, ciotki i wujkowie i również włączyli się w rozmowę...
Smardześka wróciła do tamtych szaleńców...
I dostałam dwie książki z dedykacją od pani Wandy ! :)
I wogóle... stęskniłam się za moim Ukochanym dzisiaj... :( :*
Ale jutro rano znów ujrzę Go, Przepięknego, czekającego na mnie na przystanku <3
SZOK!
Ale sie rozpisałam...;D
<3
Tylko obserwowani przez użytkownika bittersweetworld
mogą komentować na tym fotoblogu.