Nie tu nie chodzi o ilośc wolnego czasu, a o tym co siedzi u mnie w głowie. MAM DOSYĆ. Zając sie czyms? Nic nie przynosi oczekiwanego efektu. Cholera stoje w miejscu i nie wiem jak z tego wszystkiego się ruszyć. Głowa opada mi w dół sama, bo jest zbyt ciezka. Zakotłowane myśli przeszkadzają, chcą wyjsc, ale nie mają którędy. Moze powinnam zacząć czytac ksiązki? Ale jakie? NIe chce mu dawac zadnej satysfakcji! Nie chce zeby wiedział, ze mnie w to wciagnał. Jest przeciez pieprzoną ciotą, która na mnie nie działa. Żle sie czuje z sobą z nim zresztą też. Jest milion rzeczy które powinnam wdrożyc w życie. Ale jak to wsyztsko zrobic? Mam znow okazać sie za słaba?