To nie to, że zapominam jak smakuje kawa o poranku, to nie to, że nie pamiętam uczucia jakie wywołuje wschodzące słońce w środku lata lub podmuch wiatru w wyjątkowo upalny dzień, to nie tak że nie pamiętam ludzi poznanych gdzieś i kiedyś.
Patrząc na natłok zdarzeń, uczuć, smaków, wrażeń i wspomnień mieszających się ze sobą od tak dawna, staram się to jakoś ułożyć według pozornie chaotycznego schematu w którym kolor zielony ma odcieni więcej niż potrafię nazwać, wiatr nigdy nie wieje w jednym kierunku, diament nigdy nie błyszczy tak samo mocno jeżeli już w ogóle błyszczy a noc jest zbawieniem świadomości bo jest tak niesamowicie jasna.
Wyjdę na wiosenną łąkę pełną kwiatów mieniących się milionem barw, odcieni, które będą się zlewały ze sobą gdy tylko zacznę biec, bo przecież nie można stać w miejscu, bo przecież stagnacja zabija. W pędzie nie zobaczę kolorów, nie poczuję słońca na twarzy, nie nacieszę się urokiem natury, ale nie ważne jak szybko będę biegł, zapach pozostanie utrwalając krótkie chwile.
To nie to że zapominam jak smakuje kawa o poranku, to nie to że nie pamiętam zdarzeń, uczuć, ludzi...po prostu poznaję to ciągle na nowo tłumacząc że w ten sposób nie zabije mnie monotonia której nie można wyeliminować całkowicie.
Nie zapominam, po prostu poznaję na nowo:)