4 dni bez odpoczynku, 3 noce bez snu.
Godziny poszukiwań podstawki od czajnika, ciągłe walki o ostatni żurek, wolne krzesło i ciepłą wodę pod prysznicem.
Nie było perfekcyjnie choć nie żałuję mimo większej ilość strat niż zysków, ale jak to powtarzaliśmy przez ostatnie dni - "pieniądze się nie liczą, blacharo".
I do tego jeszcze dzisiejszy ciężki wieczór. Znów nie mogę usnąć.