No i w końcu.
Tyle miesięcy szukania i próby odpowiedzenia na głupie pytanie: dlaczego?
Co dzieje się tak złego, że przestaję lubić prawie wszystko i wszystkich, którzy mnie otaczają.
Co dzieje się tak złego, że co chwilę łapię trwające tygodniami depresje.
Co dzieje się tak złego, że wszystko co do tej pory było ważne, straciło jakiekolwiek znaczenie.
Otóż, odpowiedź jest prosta i tak okropnie banalna!
Boję się, ale takim skrajnym przerażeniem, boję się życia.
Takim jakie jest.
Z tym całym okrucieństwem, przemocą, brutalnością.
Im bliżej "dorosłości" tym większy lęk.
Przed tym, że będę wielkim, okrągłym zerem, podczas gdy wszyscy wokół będą odnosili sowje prywatne sukcesy.
Przed koniecznością życia tak, żeby przetrwać.
Wszyscy ludzie wokół mnie dorastają.
To mnie przytłacza.
Gdy byłam dzieckiem, wszystko było takie nasze, nieprawdziwe.
Byłam przeszczęśliwa, łapałam zachłannie każdą chwilę.
A dzisiaj.
Odsuwam od siebie tych, którzy mieli dla mnie jakieś znaczenie.
I to tylko dlatego, że przechodzą ze "swojego" świata, z "naszego"... w ten prawdziwy.
Stają się częścią tego zbyt realnego świata, dając mi do zrozumienia, że i mnie to czeka.
Ale ja nie potrafię żyć naprawdę.
I nic z tym nie mogę zrobić.
Nie chcę dłużej udawać, że jest dobrze.
Bo nie ma lekarstwa na tę chorobę.
Przepraszam.
Inni zdjęcia: ... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24