Kukuryyyku!
Ta. I stół bez nóg.
iiii
Kolenda, kolenda!! Jezus spada z parapetu!
A jego mózg spływa po lakierowanym parkiecie zmieszany z krwią i kocią sierścią. I okruszkami piernika. Stopy zamieniają się w papier toaletowy owleczony w skrzyp polny, a nerki uciekają mu pępkiem sycząc złowieszczo 'bum, tralala, bum'.
I taka oto wstąpuje na kanapę bez kanapy.
Ale kanapie się to nie podoba! Kanapa której nie ma wyciąga głowicę atomową spod siedzenia.
I rozpada się na miliony mikrokartoników po mleku.
Plan zniszczenia nerki nie udał się! Natomiast nerka wyszła oknem.
I zatrzasnęła z nerwami za sobą drzwi.
Nerwom się to spodobało, więc zostały, aby zatrzasnąć się w toalecie i spuścić majonez maczany w karpiu w umywalce; na co umywalka zakrztusiła się i wypluła małego nosorożca który był cały w soku biedronkowo-blaszanym i pluł nożycami.* Nożyce były z brokatu z potłuczonych CD i wysadzane były trzema ziarenkami kawy Jacobs z limitowanej edycji z numerem seryjnym 68327222, 68327223 oraz 86459211, które to ziarenka wypełnione były grochem oraz wampirami które lubiły zajęcze uszy z długopisów, więc jak tylko wampiry wyczuły zapach barszczyku wzięły się za szykowanie klusek z makiem. Wyciągneły sobie majeranek z wątroby i opatuliły nim żłobek, i zrobiły z grochu nowego jezuska bo stary się potłukł; zresztą i tak był już spleśniały.
A stary spleśniały jezusek tymczasem postanowił się zemścić za wyrzucenie i wywołał bunt potłuczonych kieliszków, które zaatakowały telefony komórkowe. Kiedy już wywołał bunt, poszedł na smażoną cukinię do baru Dorotka, i tam zgarnął go sanepid i odwiózł do laboratorium, niestety po drodze zderzył się z musztardą marki Nike; musztarda wylała się na jezuska i powstał potwór jezuskowo-sarepski! Potwór zmierzał do centrum handlowego plaza by posilić się bluzkami marki H&M, ale niestety jak się okazało nie udało mu się ponieważ bluzki te były bardziej krwiożercze i zjadły jezuska razem z metką i magnesującym pipikadłem. Strawiły go, a on udał się z resztą zjedzonych maryjów w stronę kosza na odchody.
Kosz na odchody na ich widok zwinął się w kłębek i teleportował do Bombaju.
W Bombaju zakupił nowe siodełka dla pasażerów i nową stajnie na kopytka ze skwarkami, a między każdym kopytkiem i skwarkiem w stajence leżały dwa nagie miecze. Były co prawda okryte majonezem Helmanz z 1999950 roku, ale to było jedyne, co je okrywało bo poza tym były bardzo zmysłowo obnażone. Umiały tańczyć tańce ketchupowe na ławie, a sos sojowy grał im na okarynie bułgarskie śpiewki ludowe. Ów sos był w istocie bardzo dostojnym stworzeniem z lotniskiem na czubeczku nosa i donicami w uszch. Z jego lotniska wiele józefów wzlatywało ku gwieździe betlejemskiej lecz nie wiedzieli że była to gwiazda owadobójcza - robiła 'bzz' i józefy spadały na stos potłuczonych maryj.
Z gipsu.
Tym oto kończy się opowieść wielkiej miłości miłości gorczycy i kręgosłupa; ponieważ wszystko co możliwe zostało już potłuczone albo spleśniało, a ich miłość będzie trwać na wieki, dłużej niż ta opowieść i kiedy ludzie nie będą już zabijać biednych karpi i wyrywać dobrze zapowiadających się lasów iglastych, gorczyca i kręgosłup dalej będą się kochać szaloną namiętnością.
I zrobią sobie gumowe filiżaneczki.
I będą trzymać w nich kości swoich przodków.
(KONIEC OPOWIEŚCI WIGILIJNEJ)
Wesołego hanuka i mokrego jajka, wsie i majoratowych skarbów i skarbeczków pluskiew i tych większych reników, a także bałwanów, siół dobrych na czuzdke, bogatego wiana, spokojnej starości, oraz naprawdę radosnego świątecznego oglądania telewizji w rodzinnym gronie
życzą Wam, bardzo serdecznie, Kanapka James i James Kanapka.