- Nie złapiesz mnie! - darł się w niebogłosy.
- Cholera dlaczego zawsze musisz m to robić?- oczywiście ja też się darłam jak powalona.
- To naprawdę nie moja wina, że jesteś taka wolna!
- Zabiję Cię kiedyś! Zobaczysz!
Biegłam za nim co sił. Ledwie już łapałam powietrze. Dobrze wiedział jak nienawidziłam wszystkich ćwiczeń fizycznych. Zwłaszcza biegania. Po jaką cholere się męczyć i niepotrzebnie pocić? Potem tylko ledwie można oddychać a płuca palą cię żywym ogniem. Kompletnie bez sensu.
Naprawdę już nie mogłam. Zatrzymałam się przy wielkim drzewie i oparłam plecami o pień. Było tak bardzo gorąco. Była połowa lipca i żar z nieba spalał wszystko dookoła. Ja oczywiscie musiałam ociekac potem bo zachciało mi się biegać za tym debilem... Minutę poźniej zobaczyałm przed soba czarne trampki i wytatyłowane łydki. Na jednej znich widniał schemat Sokoła Millenium z Gwiezdnych Wojen. Na drugiej zas jakieś kolorowe maziaje. NIe miałam kompletnie pojęcia co oznaczały bo nigdy nie chciał bym się o tym dowiedziała. Spojrzałam wyżej i zobaczyłam czarne spodenki i czarną koszulkę oraz delikatny zaryz mięśni jakie miał pod nią. Przez ułamek sekundy się o nich rozmarzyłam. Ile to razy szalałam na sam ich widok. Nie mówiąc już o dotyku.
Moje oczy spoczeły w końcu na jego twarzy. Szeroki uśmiech, kilka piegów na nosie, duże brązowe oczy z tym łobuzerskim błyskiem, które robiły się takie gdy patrzył tylko na mnie i te jego cholernie słodkie rude włosy, które żyły własnym życiem. Nie wazne ile razy je mył, układał i czesał. Zawsze kazdy kosmyk ukladał sie w inną strone.
-Och! Co się stało? Sił ci zabrakło?- Spytał szczerząc się jeszcze bardziej.
-Pieprz się Rudzielcu!- odparłam wściekła
-Tylko z tobą!- Odparł i podał mi dłoń żebym mogła wstać. Chwyciałam za jego ręke i sekunde poźniej stałam w jego ramionach. Pochylił sie szepcząc prosto w moje usta. -Tylko z tobą.
Wiedziałam, że zaraz mnie pocałuje a ja znów stracę panowanie nad sobą. Serce przestanie mi bić a z mózgu zrobi mi się galareta.
Zamknęłam oczy i już wiedziałam że przepadłam. Jego twarde usta złączyły się z moimi i wiedziałam, że nie chce bydź nigdzie indziej! Tylko z nim... na zawsze...
Obudził mnie mój własny krzyk! Otworzyłam oczy. Dookoła była ciemność. Był środek nocy. Złapałam za telefon. 3:24. Całą koszulkę miałam mokrą od potu. Włosy kleiły mi się do karku. Wstałam i podeszłam do ściany która była cała ze szkła. Spojrzałam w dół na Manhattan. Nawet tutaj na 56 piętrze słyszałam odgłosy miasta na dole. W oku zakręciła mi się łza. Zaraz po niej kolejna. Po chwili nie mogłam się już opanować
- Gdzie jesteś?! Rudzielcu kurwa gdzie jesteś?- Krzyknełam do szyby.
Dwie minuty później drzwi do mojego pokoju się otworzyły.
-Lara wszystko gra? Miałaś zły sen?- Spytała Meg. Moja współlokatorka.
Nie. Był piękny.
-Tak. To nic. Nie przejmuj się- Wysiliłam się na słaby uśmiech. Wiedziałam, że mi nie uwierzyła. Zbyt długo to trwało. Całe 9 miesięcy. Co noc budziłam się z krzykiem, cała zalana potem. Pełna paniki i strachu kórgo nie mogłam opanować.
-Lara, wiem że ci ciężko. Minęło 9 miesiecy, ale nie możesz cały czas na niego czekać. Możliwe że on nigdy nie wróci.
Zacisnęłam dłoń tak mocno, że paznokcie wbijały mi się w skórę.
-Nie.- powiedziałam tylko tyle, bo tak naprawdę nie wiedziałam co moge innego powiedzieć.
-Kochanie nawet nie wiesz czy on żyje.- zabolało ale miała rację. Nie wiedziałam. Nie odpowiedziałam jej. Meg wiedziała że nie chcę dłużej rozmawiać. Zamknęłą drzwi i wróciła do siebie. Znów spojrzałam na Manhattan. Patrzyłam długo zastanawiając się dlaczego mi to zrobił. Dlaczego mnie zoastawił? Czy on żył? Dlaczego nie dawał znaaków życia? Musiał wiedzieć jak bardzo cierpię.
"-Zawsze byłaś taka delikatna i wrażliwa?- zapytał gdy popłakałam się na Krainie Lodu.
-Tak!- odparłam przez łzy równocześnie zła że się ze mnie śmiał. Złapał mnie wtedy za rekę i przyciągnął do siebie i przytulił"
Odgoniłam od siebie to wspomnienie. Otarłam łzy i zapytałam samej siebie jeszcze raz
-Rudzielcu Gdzie jesteś ?