Cztery pory życia
Zielenią przybrane łąk płynące morze
I wianek z kwiatów na główce dziewczyny.
Złociste słońce o porannej porze
jak kula ognista na błękitnym niebie.
Rumianków pęki w serwetkowym wzorze,
Na polnych wzgórzach dojrzałe zboże.
Perłowe krople rosy na źdźbłach soczystej trawy.
Szmaragdowe lasy, tajemnicze gaje
I jedwabne nitki spadające z niebios.
Obłoki utkane z nieziemskiego pierza, kolor krwawy
Na ustach roześmianych maków.
Lecz zieleń zamiera ustępując żółci i czerwieni,
Liść w szkarłatnym kształcie kolorami się mieni.
Niebo częściej płacze i oczy szarością zakrywa.
A porankami mgła świat kołderką przykrywa.
Drzewa wpatrzone w pożółkłych liści taniec na szumiącym wietrze,
Na nagich gałązkach szary wróbel smutną pieśń szepce.
I wreszcie lodowa panna lekko na ziemię spada,
Za sobą ciągnąc korowód kryształowy.
Mroźne powietrze do ust różanych wpada,
Rumieniec maluje na wyblakłej twarzy.
A przed oczami zamek perłowy
I całe miasta uśpione w bieli.
Kryształki lodu ze wstydu się topią,
Pąkom miejsca ustępuje śnieżna pokrywa.
Rzeka z więzienia bystrym strumieniem ucieka.