Powoli otulam się słowami,
tak, aby zakryć całą siebie.
Kiedy już mi niczego nie brakuje
i jestem wypełniona od stóp do głowy,
Ty nagle rozdzierasz mnie ze słów,
którymi karmiłeś mnie tyle czasu.
A mi zostaje już tak niewiele,
gdy Ty wędrujesz po świecie
i rzucasz słowa
w jedną i drugą stronę.
Te słowa, które kiedyś chętnie
dawałeś mi.
Ty, dumny jak paw, idziesz uliczkami,
nie zważając na nic,
nie patrząc na nikogo.
Nie widzisz mnie,
skulonej i zamarzającej.
Płatek śniegu opada powoli na moją twarz,
a ja staję się zimniejsza,
zimniejsza...