"Mała Moskwa". Film bardzo dobry, ze strony estetycznej; piorunujący.
Sama nie wiem jakie uczucie dominowało we mnie , gdy wyszłam z kina. Gniew, na to, że takie rzeczy się zdarzają, mniej lub bardziej spektakularnie... że ktoś ma luksus wyboru dwuch prawdziwych miłości, czy też zachwyt nad bogactwem ludzkich uczuć, w które to ostatnio tak opornie przychodzi mi wierzyć. Właściwie... Dlaczego? Bo ja? Bo w około mnie? A oprucz... przecież świat nie kończy się tam gdzie przebiega kreska horyzontu. Trzeba patrzeć poza.
A teraz siedzę w moich muzycznych czterech ścianach i usiłuję jeszcze, jeszcze bardziej się w nią zagłębić. Dziś Agnieszka Chrzanowska (ostatnio nieodzowna, szczególnie wieczorami), Edith Piaf, Ewa Demarczyk i Jacques Brel. Ten ostatni dziś w szczególny sposób.
Muszę przyznać, że jego doskonałość, jego talent, wizerunek... w pewien sposób nawet mnie pzrerażają. Nie potrafię tego zdefiniować. On był po prostu przerażająco dobry!
http://pl.youtube.com/watch?v=u1oX3bdIMqk