Uciekam, biegnę jakby to miało coś zmienić
Pęd powietrza suszy łzy napływające z moich źrenic.
Nie zatrzymuję się, póki funkcjonują mięśnie,
Po to by w końcu klęknąć, osamotniony w mieście.
Pytam Boga czemu znowu mnie opuścił,
Pięści twarde jak kamienie, krzyk obudziłby głuchych,
Nienawidzę wszystkich, niecierpię tego świata.