Wtorki to moje dni kryzysowe. Wracam do domu, po organicznej i udawaniu że umiem składać zestawy do krystalizacji, destylacji i jestem zmęczona jak cholera (czy udawanie aż tak wykańcza?!). Po czym jem obiad, kładę się spać i budzę się min. dwie godziny potem. W sumie dobrze, że nie obudziłam się jutro rano. W każdym razie jutro koło z anatomii, które ładnie obleję, bo narazie wiem tylko jakie sią osie i że w ogóle mamy mięśnie i kości. Jedyne co pamiętam z zajęć to mięsień krawiecki, a to dlatego, że ma debilną nazwę.