Ból istnienia jest do wytrzymania. Nie do wytrzymania jest ból nieistnienia.
Budzę się i zasypiam z nowym pomysłem samobójstwa.
Bunt nadaje życiu wartość.
Być spadającą gwiazdą w czyichś marzeniach i spełniać każde życzenie.
Czuję pustkę, jakby nic nie było przede mną i poza mną. Nie rozumiem swego JA.
Dziwne to wszystko. A może to ja się zmieniłam.
Gubię się w moim lęku.
Ile może być krzyku w milczeniu?
Jestem dzieckiem lęku. Jestem dzieckiem śmierci, którą noszę w sobie. Jestem swoją własną samozagładą. Ale jeszcze jestem.
Jestem szalona, ale w tym szaleństwie jest niesamowita metoda, która trzyma wszystko w całości.
Każde wspomnienie niesie ze sobą ukłucie śmierci.
Milczenie jest najcięższą bronią.
Moje oczy nareszcie nabrały blasku i nie są szklaną taflą, pustymi oczami lalki.
Nadal nakładam nowe szaleństwa na każdą świeża myśl. Nasłuchuję świata z głową położoną na torach.
Nie ma ludzi niebezpiecznych dla otoczenia. To otoczenie jest dla nich niebezpieczne. Oni się tylko bronią.
Po prostu jestem. Zaistniałam. To jest takie niesamowite jak spełniona miłość. Otwieram się na życie jak rozkwitający kwiat.
Samotne umieranie jest lepsze niż samotne przeżywanie.
Świata nie da się zmienić, ale zawsze można zmienić siebie.
Trzeba tylko pokochać siebie, wyzbyć się nienawiści do świata.
Uśmiecham się do siebie. Czuję, że jest mnie więcej we mnie.
W ten dzień chciałabym zmienić stan materii i stać się mgłą.
Zaczęłam się bać. Nie wiem czego. I to jeszcze bardziej mnie przeraża.
Jesteśmy niczym, a ciągle wmawiamy sobie, że jesteśmy kimś.
Ma wspaniałe oczy, bez źrenic. Szklana tafle, w której odbija się cała nędza ćpuna.