Czytając notkę Moniki doszłam do takiego samego wniosku... Na świecie jest tak wiele ludzi i praktycznie każdy może być tym potencjalnym 'kandydatem' dla nas. Ale co z tego? Każdy z nas inaczej postrzega świat, czego innego potrzebuje i oczekuje od drugiej osoby..
Ciągle widzę jak ktoś, kto jest sam załamuje się, dochodzi do wniosku, że nikogo nie obchodzi jego los (coś tak jak emo? :P nie, to taki głupi żart). Nawet nie stara się jakoś poukładać swojego życia tylko użala się nad sobą. Nie mówie tu o wszystkich, bo z pewnością są wyjątki... chociażby wtedy, kiedy ktoś jest sam z wyboru. Ale... dochodzę do wniosku, że nie można tak na dłuższą metę i może ktoś się teraz ze mną nie zgodzić, ale co to jest za życie bez drugiej osoby, której można poświęcić część swojego życia i mieć pewność, że ona zrobi to samo? Co do tej pewności to druga sprawa, bo często okazuje się, że miłość na całe życie wcale taką nie była...
Tak więc dzieciaczki z tak zwanej większości głowa do góry. Trzeba poczekać na swojego księcia z bajki.. On się na pewno pojawi, nawet w najbardziej nieoczekiwanym momencie - wiem to z własnego doświadczenia.
:*