Dzisiaj jestem z siebie dumna. Zimno, mgliscie, sniegowo, zimowo, a ja twarda dzioucha wsiadlam na obie lale i zdobylam pobliskie krzaki. Ksantula byla cudowna, jak zwykle - odwazna, idaca, sluchajaca sie. Ksena miala inne zdanie na temat spaceru. Nie docenila moich staran o stan jej kopyt. Na ujezdzalni gruda, ze loo, wiec postanowialm pojechac do pobliskiego lasku. Ksenie ten pomysl sie srednio podobal. Ploszyla sie z byle powodu, caplowala i byla ogolnie srednio z niego zadowolona. Ksantula za to machala z radosci glowa i parskala. Za towarzystwo sluzyly nam ptaszki i dwa stada sarenek. Sceneria bajkowa i poniekad nierealna - snieg, szron i mgla. Dawno mi tak dobrze nie bylo mimo ze zmarzlamjak diabli.
Jutro znowu do kieratu - koncowe lekcje na kursie unijnym, moi uczniowie i wyniki testu z gramy. Trzymajcie kciuki.
Czas sie zajac smierdzacym jajem - sprawy doktoratowe nie ruszone.